Magurka, Tresna, Przegibek
Niedziela, 3 czerwca 2012
· Komentarze(2)
Pierwotnie chciałem jechać Targanice, Kocierz, Żar. Ale jakoś dzień się tak ułożył, że na rower wyszedłem po 14 (wolę z rana). Ruszając, myślałem o tym, żeby na Żar tylko pojechać, ale finalnie wybrałem Magurkę, na krórej chyba byłem dopiero drugi raz w tym roku (what a shame!).
No i na szczyt rekordowy czas podjazdu. Od mostku do końca asfaltu - 24:36, co jest lepszym czasem o 1:11. OMG! Teraz wiem czemu na podjeździe lało się ze mnie, jakbym stał pod prysznicem ;)
Z Magurki zjechałem do Wilkowic i Łodygowic. Po drodze sprawdziłem nogi - power był, to obrałem kurs na Tresną. Jakby nie było mocy to pewnie bym skończył na Orlim Gnieździe w Szczyrku, gdzie jeszcze AD 2012 mnie nie było...
Przegibek z Międzybrodzia - czasowo, znów, rekordowo. 26:10, czyli 4 sekundy lepiej niż końcem kwietnia. Od mostku, już nie tak pięknie - 12 sekund wolniej niż w sierpniu 2011.
Wyprawa super, chociaż króka (ostatnimy czasy jakoś mam smaki na same długie dystanse). W końcu góry, to mnie najbardziej cieszy.
PS piątek był bez roweru, ale poszedłem pobiegać wieczorem. 3.5km ze średnią predkością 12km/h (co mnie nie męczy) spowodowało takie zakwasy, że do dziś (poniedziałek) czuję w udach. Dobrze, że na rowerze inne mięśnie kręcą ;)
No i na szczyt rekordowy czas podjazdu. Od mostku do końca asfaltu - 24:36, co jest lepszym czasem o 1:11. OMG! Teraz wiem czemu na podjeździe lało się ze mnie, jakbym stał pod prysznicem ;)
Z Magurki zjechałem do Wilkowic i Łodygowic. Po drodze sprawdziłem nogi - power był, to obrałem kurs na Tresną. Jakby nie było mocy to pewnie bym skończył na Orlim Gnieździe w Szczyrku, gdzie jeszcze AD 2012 mnie nie było...
Przegibek z Międzybrodzia - czasowo, znów, rekordowo. 26:10, czyli 4 sekundy lepiej niż końcem kwietnia. Od mostku, już nie tak pięknie - 12 sekund wolniej niż w sierpniu 2011.
Wyprawa super, chociaż króka (ostatnimy czasy jakoś mam smaki na same długie dystanse). W końcu góry, to mnie najbardziej cieszy.
PS piątek był bez roweru, ale poszedłem pobiegać wieczorem. 3.5km ze średnią predkością 12km/h (co mnie nie męczy) spowodowało takie zakwasy, że do dziś (poniedziałek) czuję w udach. Dobrze, że na rowerze inne mięśnie kręcą ;)