Do pracy, standardowo ul. Karpacka a później Karbową (100m przewyższenia :D) Trochę przeziębiony jestem więc jechałem wolno, ale trzymałem równą kadencję.
[CHECKPOINT: 5.29 km | 17.13 avg | 18:33 min | 37.6 max | 17 *C]
Z pracy do domu tą samą trasą.
[CHECKPOINT: 10.56 km | 22.13 avg | 28:31 min | 59.9 max | 27 *C]
A po pracy do serwisu po śrubki do przykręcenia nowego koszyka (foto poniżej) ;)
[CHECKPOINT: 14.47 km | 21.15 avg | 41:03 min | 59.9 max | 27 *C]
Miał być wypad mtb na Szyndzielnię, Klimczok i zjazd na Kozią Górę, ale pierwsze primo nie udało mi się zebrać na czas; drugie primo - nie bardzo miałem czas na długie wojaże dziś.
Długo myślałem gdzie śmignąć na szybko. Padło na Brenną. Tam będąc ekspresowo (niecałe 52min!) zdecydowałem, że wrócę inaczej. Nie przez Jaworze, a przez Jasienicę. Tak też postąpiłem. Wyszło pierwsze 50km w tym sezonie, pierwsze 500m w pionie. I znów najwyższa średnia (mimo 5 km w terenie)!!! Kurde kondycja jest :D
Między Jasienicą a Międzyrzeczem dolało mi. Znaczy mocny opad na odcinku 500m. Ale kurtka p.deszczowa była. Tyle, że ledwo co założyłem a już zdejmowałem :P
Jechało się niesamowicie super. I chyba jestem w pełni sił w weekend wybrać się na coroczny, długoweekndowo-majowy, wypad na Żar. Czyli ponad 1100m w pionie, 60km, 3 wymagające podjazdy.
Cudeńko ;)
Aha, bo zapomniałem wcześniej, oto trasa i profil:
Miała być Brenna, a wcześniej w przedbiegach odpadło 2x przejechanie Przegibka (do Międzybrodzia). Wyszło "tylko" Jaworze Nałęże, czyli moja ulubiona trasa na szybko. Wyszło, bo córeczka coraz bardziej domaga się uwagi... i tak jakoś zleciało do 16:30 ;)
Jechało się extra, chociaż pierwszy podjazd z Karpackiej na Skarpowa (kto jeździ w Bielsku to zapewne zna ten krótki ale jakże stromy odcinek) spowodował dziwne odczucia - chciało się wracać do domu a psychicznie uczucie bezsilności na podjazdach. Ale wziąłem się w garść i pognałem dalej. Dosłownie.
Chciałem raczej lekko przejechać trasę (ot, 3 wypad w sezonie, pierwszy szybko-szosowy). Cały czas wydawało mi się, że jadę jakoś wolno, to "dodawałem gazu". Po powrocie do domu okazało się, iż dzisiejszy czas niewiele słabszy od uzyskanego rok temu w samym środku sezonu, kiedy ma się największą moc w nogach. Szok. Dobrze to wróży na niedalekie wypady do Międzybrodzia, na Salmopol, na Żar, aż w końcu na priorytetowy podjazd tego roku - Magurkę Wilkowicką (na której podjeździe rok temu raz poległem i raz ją zdobyłem - więc zrobić dogrywkę).
Pierwszy teren w 2010. Wybralem Kozia Gore, ktora tez w zeszlym roku jakos na poczatku sezonu zaliczylem. Jechalo sie super, chociaz dzis nieco wiało. Z domu do Cyganśkiego Lasu, a później w terenie na Błonię i stamtąd na Kozią. Oczywiście jakiś fail musi być :D Wybrałem się zielonym szlakiem wzdłuż toru saneczkowego, z czego 2/3 przejechałem a 1/3 prowadziłem. Aż do miejsca styku z żółtym szlakiem, gdzie spotkałem Wojtka. Kótka pogawędka w czasie jego spaceru a mojego powolnego podjazu i jazda dalej. Pod schronisko już zajechało się bez problemów. Obawiałem sie nieco zjazdu (pierwszy taki większy w SPD / pierwszy większy od czasu złamania ręki). Ale widze ze w tym roku blokad nie ma. Zjazd w terenie OK, później podjechałem pod Dębowiec i zjazd Karpacką do domu (max 60.7 to największa jaka udało mi się osiagnac w spd/na ulicy (a nie przy zjezdzie z jakiejs gory)). Wiec jest ok. Zeby tylko gardlo mi odpuscilo juz i bedzie rewelacja...