Rankiem, po 8. tylko 3 st.C a ja w krótkich rękawiczkach, potówce i bluzie z dł. rękawem i kamizelce. Zmarzłem nieco.... ale za to jak rześko dzień rozpocząłem.... ;)
W drodze powrotnej, na zjeździe, pełno kałuż. A w jednej chyba była dziura, bo lekko driftnąłem, a po chwili nie dało się jechać... Oto proszę państwa pierwsza guma od 2009 roku!!! (nie, że w międzyczasie zjechałem chyba 3 opony bez dziury...)
A w Bystrej, hamuję przed przejściem dla pieszych i znów tylne koło mi pływa. Patrzę i myślę "nie no, drugi raz!"... Tym razem serwis szybszy. Okazało się, że łatka popuściła po 20 km.
A w domu, po wszystkim kolejne serwisowanie. Opona poszła do lepienia zwykłą łatką, a założyłem zapasową Kendę 1.0-1.5. Oby bez dziur przez do końca........... ;)
Udało się wyskoczyć na rower, bo pogoda wręcz idealna, a problemy zdrowotne chyba już mam za sobą... Od 2 tyg zero aktywności (bieganie, rower) a noga kręciła wczoraj rewelacyjnie. Całe 47km w dobrym tempie jak na początek sezonu.
Pierwsze na myjkę pojechałem, bo jak rano zobaczyłem rower po piątku powiedziałem pod nosem "Jezus Maria" :D taki był brązowy a nie czarny - jedna kula błota...
Później przez Międzyrzecze chciałem do Jasienicy pojechać, ale oczywiście jak zawsze pogubiłem się i pojechałem w prawo (a nie lewo) na Zarzecze. Wiedziałem jednak, że jest z stamtąd droga na Rudzicę. A z Rudzicy do Jasienicy to już rzut beretem. Dalej do Jaworza Nałęża - moja ulubiona miejscówka na treningi... Czas podjazdu pod kościółek - 7:54, czyli o 34 sek wolniej od życiówki, ale ze poniżej 8 min, na początku sezonu... szok. Wróży dobrze.
Cały dzień dziś ustawiłem w Garminie alarm na kadencję mniejszą niż 80 rpm. Rzadko się włączał, a ja sam i tak przez 20km kręciłem niemal cały czas 100 rpm. O to chodziło dziś. Ostatecznie 89 rpm wyszła średnia. I jechało się super. Chyba to jest mój styl - lekko ale szybko ;)
A w Nałężu ostatni. Śniegu jak na lekarstwo, to już koniec zimy (hurra!!!).
Szalony dzień, w pracy dużo zadań, ale poszło gładko i szybko. To dogadałem się z kontrahentem, że skończę wcześniej (ot plusy pracy na swoim).
W domu szybko się przebrać, co by nie było za późno i przed 17 już jechałem rowerem na lotnisko. Stamtąd przez Wapienicę i Zaporę do Olszówki.
Fajny wypad, ale wczoraj biegało mi się znacznie lepiej, chyba jednak bieganie więcej frajdy mi sprawia ;) Ale z roweru nie zrezygnuję za nic w świecie!
Jedyny minus - to błoto. Cały rower ubrudzony, że nawet nie chce myśleć jak będzie wyglądał za 2 dni jak pewnie znów pokręcę co nieco (i zapewne coś konkretnego w górę) ;)