Wyjazd z Pawłem do Jaworza Nałęża. A dodatkowo wpadły: Biery, Świętoszówka, Łazy i Jasienica.
Między Łazami a Jasienicą istne przełaje - jechaliśmy w padającym śniegu polem gdzie koła się zapadały (bo tak było mokro), następnie polną drogą aż do potoku, który trzeba było przeskoczyć z rowerem pod pachą... Po tych momentach - przerzutka przednia to była istna kula błota :)
Krótka runda do Kamienicy i po Olszówce. Już po dwóch km czułem, że odmrażam palce u rąk... niestety nic lepszego nie mogłem wymyślić (brak rękawic narciarskich) i się pomęczyłem i podenerwowałem nieźle. Za to okazało się, że spodnie softshell, które wg producenta miały (sugerowany) zakres temperatur od minusowych do +12, są super ciepłe. Ostatnio stwierdziłem, że ubieranie ich przy +8 albo więcej to masakra, bo człowiek cały mokry :P A na górze były dziś 2x bluzki thermo (4f, kupiona ostatnio na wyprzedaży za niecałe 40 pln, jest niesamowicie ciepła) + bluzka rowerowa + wiatrówka - i było ciepło jak w lecie przy ponad 20 st.C ;)
Niemniej nadal czekam na odwilż.
Co do treningu jakoś dziś słabo wszystko wyszło. Najpierw baba zajechała mi drogę autem (wyprzedziła 20m przed skrzyżowaniem i zaczęła skręcać w prawo!) od razu puls +15 z nerwów. A później jakoś nie mogłem się skupić przez masakrycznie marznące łapska :(