Do Oświęcimia standardowo pojechałem przez Bestwinę, Dankowice i Brzeszcze. Dojechałem ze średnią 29,6 i śr. tętnem 142 bpm. To jest pierwsza strefa treningowa jeszcze! WOW!! Niebywałe! Poprzednie wyjazdy 159 (2011) i 158 (lipiec 2012).
Z Oświęcimia do Bielska jechało się już ciężej. Nie to, że już chłodniej (22-20 stopni a chłodno!) ale jakoś tak ogólnie. Tempo było, ale odczucie zmęczenia większe. Do tego pewnie odwodnienie - przez kilka godzin w Oświęcimiu wypiłem tylko dwie szklanki wody. To za mało :(
No ale w Bielsku w Komorowicach wyprzdził mnie gostek na szosówce. Troche odjechał, ale nie dałem za wygraną. Dojechałem go i siadłem na kole na ok 200-300m. Dałem zmianę ale on siedział mi na kole kolejne 1000m. W końcu przyśpieszyłem i zgubiłem natręta ;)
Śr. tętno wycieczki - 146 czyli strefa 2,2. SUPER!
Wróciłem niedawno otwartą ul. Gościnna (od Armii Krajowej do Kolistej) jadąc ścieżką współdzieloną z chonikiem. I muszę powiedzieć, iż mimo że droga jest prosta jak stół, to ścieżka już nie! Co kawałek coś wystaje (ostre kanty kostek albo krawężników - kto to projektował?!!) dodatkowo kilka kostek "pływało".... Masakra! Strach tam jechać.
Co jakiś czas robię sobie czasówkę do Jaworza Nałęża. Tym razem, po tygodniowym przeziębieniu, urlopach wcześniej i ogólnie tragicznego kilometrażu we wrześniu, poszło nie najgorzej.
Jazda na max (2.5 km cały czas lekko w górę: 69m / 2.7%), w strefie tętna 5.6-5.9, dała dobry czas, bo od życiówki tylko 19 sekund. Lepiej nawet niż ostatnim razem, końcem sierpnia ;)
A HRmax wyjazdu tylko potwierdza, że regóła 220-wiek jest do dupy ;)
Mało czasu ostatnio, "wiecznie coś". Ale już się sprawy układają powoli, a żeby nogi nie czuły za dużo luzu (wrzesień dla nich bardzo łaskawy ;) wyskoczyłem rano o 8. na małą przejażdżkę.
Dziś znów praca z domu, córka u niani, więc okazja była wyśmienita. Tylko ta temperatura... 6 st jak wychodziłem z domu....
Postanowiłem kręcić w strefie drugiej - w tlenowej. Puls wyskoczył do trzeciej tylko 3 razy, 2x na podjazdach (jeden 10-14% drugi ok 10%) na kilkanaście sekund i raz jak podjeżdżałem 8% na stojąco (tu się zapomniałem ;)
Ogólnie cud taka jazda, ale dużo wolniejsza niż normalnie. Coś kosztem czegoś - idzie jesień, już praktycznie po sezonie, więc trzeba lekko się ruszać.
Archiwalny wpis z zeszłego piątku. A później, weekend zjeb**y - przeziębienie tak masakryczne, że już myslałem iść po jakąś chemię (antybiotyk) w poniedziałek, ale udało się pokonać dziadostwo ;) A teraz, znów, brak czasu. Może coś w tym tyg. się uda jeszcze....
Powrót to prawdziwy hardcore. 10.2 km ze 114m pagórków i średnia 30,5 km/h. Ogień taki, że po dojechaniu do domu byłem bardziej wyjechany niż ostatnio po 109km i 2200m uphillu ;) Średnie tętno 167 i niemal połowa trasy w 5. strefie tętna...
A nogi, kręcą aż miło. To będzie dłuuuga, rowerowa, jesień ;)
Po tygodniu byczenia się na greckiej wyspie Kos, kąpielach w 3 przyhotelowych basenach, pływaniu w Morzu Egejskim i bieganiu/joggingu po plaży w Tigkaki, przyszedł w końcu czas na powrót do (szarej) rzeczywistości. A żeby w ostatni dzień urlopu nadać nieco koloru - trzeba było wyskoczyć na rower!
Trasa po pagórkach i okolicach Bielska - Jaworze (+Nałęże), Jasienica, Rudzica, Międzyrzecze Górne, Stare Bielsko, Aleksandrowice, Kamienica.
Noga kręciła super, zrobiłem 3 stress testy - power jest niezły, tylko trochę szybkości brak, ale to pewnie wina wakacji i przywiezienia ponad 2kg obywatela więcej ;)