Tour de Babia - Zakopane
Wracając postanowiliśmy któregoś dnia zdobyć je z drugiej strony. Jesienią Kuba rzucił, że przy okazji można by objechać Babią Górę. Ja dodałem, że skoro będziemy tak blisko, to może zahaczymy o Zakopane. Ot i tak zrodził się plan na wyprawę życia (jak na razie) ;)
Start z Bielska o 6:00 nie był problemem, od miesiąca co niedzielę o tej godzinie kręcimy szosowo m.in. z Pawłem.
Główna zbiórka zarządzona była w Żywcu o 7:00. Dojechaliśmy z Bielska szybko DK69 - 40 min i średnia ponad 29km/h :)
Ekipa z Tour de Babia - Zakopane EDT© webit
Po 7 ruszamy w dużej grupie do Korbielowa. Po nieco ponad godzinie jazdy przekraczamy granicę. Cel Namiestowo i dalej do Chochołowa.
Po drodze z Kubą i Sebastianem, który jedzie nieco wolniej, ale mając za cel przejechanie 500km tego dnia(!) zostajemy nieco w tyle. Okazuje się, że reszta pojechała przez most w Namiestowie, a my prosto. Dopiero na końcu zbiornika(jeziora?) okazuje się, że nieco się rozjechaliśmy. Szybko wracamy, ale ekipa nie czeka na nas, Paweł ciśnie do przodu, co powoduje rwanie peletonu...
W końcu się spotykamy i ruszamy razem, ale nie na krótko. Znów tempo za szybkie dla niektórych. Zabieram się z pierwszą grupą, ale na hopkach przed Chochołowem odpadam (nienawidzę hopek, najgorsze co może być!). Do Polski wjeżdżam sam. Nie wiem jak daleko za i jak daleko przed grupami. Telefon nie może wyszukać sieci, słowacka coś nie łączy. Lipa. Ale niebawem zza górki wyskakują Kuba (k4r3l) i spółka. Z nimi kontynuuję jazdę. W Chochołowie przy sklepie robimy nieco dłuższy postój. Uzupełniamy picie, jemy słodkości, podziwiamy owieczki i dalej zasuwamy do Zakopanego.
Owieczki przy sklepie w Chochołowie. So sweet!© webit
W Zakopanem pod Krupówkami jemy obiad. Jak się okazało, nie siadł memu żołądkowi za dobrze. Albo kapusta kiszona + cola + upał to zły pomysł, albo obiad był kategorii C.
Po obiedzie ruszamy w stronę Hali Szymoszkowej i tam wyjeżdżamy na Gubałówkę.
Podjazd katorga! Upał, słońce świeci na max, pot się leje a my jedziemy 16% przez ponad 1 km. Mało się nie przegrzałem, bo już miałem gęsią skórkę na rękach...
Na Gubałówce masakra, makabra, szok. Ludzi tyle co na krakowskim rynku x10 chyba. Ot "byłem w górach" ;)
Panorama z Gubałówki© webit
Następnym celem wyprawy jest Ząb, na szczęście tylko zjeżdżamy. Jest bardzo stromo, ale Kuba (jakubiszon) ostrzega przed ostatnim zakrętem. Zatem jadę bardzo wyczulony. Na końcu stawki. I tak nie lubię szybko zasuwać na zjazdach ;)
Ekipa Tour de Babia - Zakopane EDT (2)© webit
Po zjedzie peleton ewidentnie się rwie. Jako że trójka z Bielska pojechała z przodu, postanawiam ich gonić, żeby nie zostać samotnym Bielszczaninem w drugiej grupie. Głupio to wyszło, ale musiałem tak zrobić :/
Jakoś docieramy do Czarnego Dunajca. To w tych okolicach zaczynam odczuwać obiadowy problem. Mam wzdęcie jakieś takie wielkie, że wyglądam jak kobieta w 6 m-cu ciąży ;) Jedzie się okropnie ciężko...
W Jabłonce wpada 200km. Lekki kryzys psychiczny, spowodowany niestrawnością, trwa może ze 2km. Dalej jakoś jadę.
Krowiarki pokonujemy względnie lekko, podjazd jak od Zawoi - nie robi wrażenia. No może poza tym, że najazd długi...
W Zawoi robimy przerwę w sklepie i później na stacji benzynowej w celu skorzystania wc ;) (niestety problemy rozwiązane połowicznie i dopiero krople w domu pomogły).
Przysłop ciągnie się strasznie. Nie jest ciężki to podjazd, ale dziurawa droga robi swoje. Na szczęście 1,5 km jakoś pokonujemy i później mamy już niemal z górki.
Postanawiamy jechać przez Ślemien, ale Piasek po raz kolejny tak ciśnie, że mija znak :P Tym samym jedziemy całą drogę do Żywca DW946.
Stamtąd do Tresnej i Międzybrodzia. Przegibek to masochistyczna wisienka na torcie. 16:38 mówi samo za siebie. Na oparach jadę, bo co wypiję/zjem to mi niedobrze. Na szczęście pozostaje już doskonale znany mi zjazd do Straconki i ostatnie 10km pokonuję już z myślą o gorącej kąpieli ;)
Ogólnie wypad SUPER. Niesamowity. Epicki.
Dzięki chłopaki! Mam nadzieję, że niebawem znów będzie dane nam razem pokręcić.