Przegibek - Żar - Przegibek. (Znów rekordowo...)
Wtorek, 16 lipca 2013
· Komentarze(4)
Miała być Magurka, ale Kuba nie dał rady. A z Pawłem już jakoś się nastawiliśmy na rower. Zdecydowaliśmy się na Żar (dla mnie pierwszy raz w tym roku, co wstyd się przyznawać :P).
Tempo od Straconki było tak mocne, że na wysokości Karczmy zdecydowaliśmy nieco odpuścić. Ale od mostku już ogień.
No i ustanowił się kolejny rekord na Przegibek - 11:39. Tym razem czas poprawiłem o 34 sekundy. Jechaliśmy tak mocno, że nie pamiętam kiedy tak dawałem, no poza niedzielą i Salmopolem. Na prawdę jazda na 100%.
Na Żar niestety czasu nie policzyłem, ale jechaliśmy już spokojniej, chociaż nadal szybko. Ale pogaduchy po drodze i jakoś tak zeszło... wg GPS jechaliśmy mniej więcej 25:04 minuty, ale ja tam samemu GPS nie wierzę - musi być marker start & stop :)
Powrót na Przegibek to ciekawa sprawa. Minęliśmy typka na rowerze MTB. Koleś siadł nam na kole, a jechaliśmy całkiem szybko. Na mostku włączam licznik, robię miejsce kolesiowi (niech on teraz jedzie a nie wozi się). A typek jak nie depnie... trochę za nim pojechałem (ze 100m) ale tętno było za wysokie żeby go gonić. Niestety okazał się kozakiem. Pewnie jak Froome na epopirynie :P
Niemniej na Przegibek mocno jechałem, z nadzieją że gość gdzieś osłabnie. Na szczycie okazało się, że drugi raz tego dnia pobiłem swój czas podjazdu. Tym razem niemal o minutę. Nowy czas to 12:15, co jest całkiem całkiem (ale poniżej 12 min trzeba będzie zejść kiedyś :P).
Tak że, zamiast nieco się chillować po niedzieli, dołożyłem do gasnącego ogniska, i znów dziś (środa) nieco czuję nóżki :D
Tempo od Straconki było tak mocne, że na wysokości Karczmy zdecydowaliśmy nieco odpuścić. Ale od mostku już ogień.
No i ustanowił się kolejny rekord na Przegibek - 11:39. Tym razem czas poprawiłem o 34 sekundy. Jechaliśmy tak mocno, że nie pamiętam kiedy tak dawałem, no poza niedzielą i Salmopolem. Na prawdę jazda na 100%.
Na Żar niestety czasu nie policzyłem, ale jechaliśmy już spokojniej, chociaż nadal szybko. Ale pogaduchy po drodze i jakoś tak zeszło... wg GPS jechaliśmy mniej więcej 25:04 minuty, ale ja tam samemu GPS nie wierzę - musi być marker start & stop :)
Powrót na Przegibek to ciekawa sprawa. Minęliśmy typka na rowerze MTB. Koleś siadł nam na kole, a jechaliśmy całkiem szybko. Na mostku włączam licznik, robię miejsce kolesiowi (niech on teraz jedzie a nie wozi się). A typek jak nie depnie... trochę za nim pojechałem (ze 100m) ale tętno było za wysokie żeby go gonić. Niestety okazał się kozakiem. Pewnie jak Froome na epopirynie :P
Niemniej na Przegibek mocno jechałem, z nadzieją że gość gdzieś osłabnie. Na szczycie okazało się, że drugi raz tego dnia pobiłem swój czas podjazdu. Tym razem niemal o minutę. Nowy czas to 12:15, co jest całkiem całkiem (ale poniżej 12 min trzeba będzie zejść kiedyś :P).
Tak że, zamiast nieco się chillować po niedzieli, dołożyłem do gasnącego ogniska, i znów dziś (środa) nieco czuję nóżki :D