Po infekacji nia ma śladu, noga znów kręci niezle pod górę. W drodze do i z pracy, za każdym razem zahaczyłem o Kalwarię. Jest to taka jedna ulica w Jaworzu - 1.1 km długości, 63m w górę, z czego druga połowa jest już "płaska", w pierwszej nachylenie dochodzi do 14% na kilkunastu metrach :D I <3 it!
Mieszkając jako dzieciak w Oświęcimiu, wtedy jeszcze jeżdżąc na rowerze (później kilka lat przerwy), chciałem pojechać do Krakowa na rowerze. Niestety towarzystwo się wykruszało, a mając ok 15-16 lat samemu nie chciałem tej trasy pokonywać.
Można powiedzieć, że marzenie udało mi się spełnić, po kolejnych 16+ latach :P ale lepiej późno niż wcale ;)
Pomysł rzuciłem Pawłowi, był chętny. Następnie zapytałem Kuby czy by nie pojechał z nami, jako że się wybieramy do miastu Kraka. Także był chętny :) Drugi Kuba jednak niedomagał i odpuścił wypad...
W sobotę wieczorem okazało się, że dołączy do nas Kamil. We czterech to już fajna jazda, czym więcej tym lepiej przecież ;)
Niestety do końca nie wiedziałem, czy jako pomysłodawca pojadę :( W sobotę rano obudziłem się z masakrycznym bólem gardła, nic nie szlo przełknąć ani śliny ani jedzenia. Znów jakaś infekcja się przyplątała. Wieczorem dałem chłopakom znać, że rano o 5. dostaną cynk co ze mną. Rano w niedzielę okazało się, że jest lepiej, mimo że nie super. Ryzykuję, bo nie będę czekać kolejne 16 lat na okazję :P
Pojechaliśmy. Zwiedziliśmy rynek, nawet w serwis-mana się bawiłem - guma, przez jakieś mikro szkiełko, które lekko przedarło się przez stalowy oplot opony.
Zjedliśmy obiad w Kwadrans Lunch Bar i ruszyliśmy w drogę powrotną. Jako że, gardło dawało o sobie znać, zacząłem minimalnie tracić na prostych, ale tempo było piekielne. Niemniej śladu po środowej nodze, kiedy to na Przegibek wykręciłem rekord, nie było :(
Z Krakowa do Bobrka zajechaliśmy w niecałe dwie godziny! Masakra :) Wcześniej wcale nie wolniej, z Bielska-Białej do Skawiny do tabliczki Kraków - równiutkie 3 godz. jazdy!
Dzięki chłopaki za super wyjazd!
Ewenementem jest tętno. Zawsze wysokie a tu - na całej trasie strefa pierwsza - 4:49 h, druga - 2:04 h. Pozostałe w sumie - 38:18 minut! To coś niebywałego. Ale chyba dobrego ;)
Rano jakoś więcej czasu było, więc szybko na szosę i do biura w Jaworzu pojechałem przez Wapienicę, Międzyrzecze Górne i Jasienicę. Do Jaworza Nałęża nie starczyło już czasu ;(
Po pracy sprawdzenie nóg - mocno pod Kalwarię w Jaworzu. Jest OK :-)
Dojeżdżając do Straconki mijam szosowca. Widzę, że przy Orlenie czai się z licznikiem (pewnie będzie liczyć czas podjazdu). Wyprzedzam go, włączam nowe okrążenie w Garminie i jadę mocno, mając nadzieję że on da zamiany....
Nadzieje rozwiały się po ok 700m. Obracam się, a gość z 250m za mną :o - pozostało nic innego jak jechać mocno do końca, skoro noga dobra ;)
Do mostku dojechałem w 10:39, klik nowe okrążenie i pełna moc na pedały i do góro-przodu ;)
Pierwszy raz od kilku lat na podjeździe czułem ogień w nogach, no może nie palący ale rozrywający nogi ból? W każdym razie do zniesienia i nawet przyjemny :P
Na szczycie melduję się po 12:13
To mój nowy rekord, poprzedni pobity o 1:05. Poprzedni osiągnięty na rowerze górskim z oponami 1.0", a na szosie już chyba 3 razy w tym roku próbowałem pobić ów czas i się nie udawało. Do dziś.... ;)