Rano do pracy, a że było dodatkowe kilka min czasu, to pojechałem nieco okrężnie, 14 km wyszło z tego.
Po pracy do Jaworza Nałęża. Tam dojeżdżając do głównej drogi, zauażyłem kolarza z CCC (bo chyba nie ma maniaków, ktorzy kupują wszystko jednej drużyny - od skarpet, przez spodenki, koszulkę, rękawki, rękawiczki, kask i nawet czapkę pod kask...). Na starcie gość był przede mną jakieś 50-100m, ciężko mi ocenić. W każdym razie pomyślałem, że pojadę jego tempem. Ale po kilkudziesięciu metrach zauważyłem, że go dościgam... Więc redukcja biegu, kadencja 100 rpm i jedziemy ;) Na wypłaszczeniu pod koniec zaatakowałem i dystans 20m zmalał do 0. Siadłem mu na kole, a że puls był już ponad 180 (dawno tak nie zmusiłem serducha do pracy!) odpocząłem na kole jakies 200-300m. Później wyprzedzenie i końcówka pod górkę na czele (on z kolei siadł mi na kole)...
F**k yeah! To było to czego mi było potrzeba!
Nowy rekord do Nałęża - 6:02, poprawiłem się o 12 sekund. Tak to jest jak się jedzie z kimś, dodatkowa motywacja jest ;)
Później po pagórkach mocno interwałowo wróciłem przez Jasienicę, Międzyrzecze, Stare Bielsko do Aleksandrowic i Kamienicy. Kawałek po bruku - nie wiem jak kolarze mogą jechać Paris-Roubaix?! Przecież plomby z zębów wypadają na kostce ;)
Rankiem do pracy, a po pracy do Jasienicy, przez Rudzicę dojechałem do Chybia. A tam kończyli remont przejazdu kolejowego, ale udało się przjechać po nowiutkim asfalcie. Idealnie równo położony w stosunku do płyt betonowych między szynami. Majstersztyk!
Po 45 min od wyjazdu melduję się w Strumieniu. Tu, standardowo, pierwszy postój. Dosłownie minutka, zjeść batona i w drogę... pod wiatr... Całą drogę do Łąki przed Pszczyną jechałem otwartym terenem pod wiatr. Z Łąki przez pola, na skrót, co by nie pchać się do Pszczyny zajeżdżam do Goczałkowic na zaporę.
Tu dłuższy odpoczynek (5 min :D) i jazda do domu. Jechało się super. Po drodze dojechałem jakiś traktor i później go wyprzedziłem, to już druga taka akcja w ostatnim czasie. Poprzednio jakieś auto wyprzedziłem bo się ciągnęło 40km/h. Opony dają radę, przyśpieszenie na prostej do ponad 50km/h nie jest problemem!
Dziś z pracy przez lotnisko, żeby szybciej bo czasu mało. Na rowerze mogę już na 100% jechać, piątkowy zabieg poszedł gładko, a to cieszy :-) Kolejny za m-c, a potem (oby) długo, długo, nic ;)
A to wczorajsze zdjęcie ze spaceru (pierwszy treking Oliwii) na Dębowiec. Pogoda przednia, widoki super... trzeba założyć kapcie 2.1 do roweru i pokręcić nico w terenie ;)
Po pracy nieco po Jaworzu, co by dodać 300m w pionie + dobić do 1100km w roku... W weekend pauza, pewnie będę nieco zdychał, ale czego nie robi się dla zdrowia... (trzymajcie kciuki, więcej niebawem).