Salmopol & Orle Gniazdo
Niestety prognozy były do bani więc plany przełożone na inny weekend.
Później była okazja na szosowanie o 6 rano, jak co niedzielę. Wstałem o 5. Popatrzyłem przez okno i dałem znać Pawłowi, że odpuszczam. Byłem święcie przekonany, że deszcz zacznie lać w przeciągu kolejnych 15 min.
Wstałem po 7. Patrze przez okno sucho. Ale byłem zły! No cóż, była okazja, niewykorzystana. Trudno.
Po 9, żona mówi "idź na ten rower", a że żony trzeba słuchać* to nie pozostało nic innego jak się przebrać i w końcu zawieźć dupe na Salmopol. Jechało się super, chociaż od centrum Szczyrku coraz mocniej bolało mnie lewe kolano. Przed szczytem, gdzieś ten ból znikł...
Na górze krótki postój. I w drogę powrotną.... przez Orle Gniazdo. Chciałem sprawdzić jak noga i rower wytrzymają te nachylenie. A nachylenie jest konkretne, nie schodzi poniżej 13%. W większości w okolicach 15%, maks 18%. Kadencja 40 rpm, prędkość poniżej 10 km/h (dochodząca do 6 km/h). To wszystko przez 1.1 km...
Ufff, udało się. Tyle, że na górze bylem cały mokry - łącznie z rękawiczkami. Jakby spod prysznica wyciągnięty. Masakra parno dziś było ;)
Podjazd na Salmopol (na 80% przez kolano) - 19:40 (nowy "personal best").
Orle od Biłej - 7:24.
* - z pewnymi wyjątkami ;)