Wróciłem niedawno otwartą ul. Gościnna (od Armii Krajowej do Kolistej) jadąc ścieżką współdzieloną z chonikiem. I muszę powiedzieć, iż mimo że droga jest prosta jak stół, to ścieżka już nie! Co kawałek coś wystaje (ostre kanty kostek albo krawężników - kto to projektował?!!) dodatkowo kilka kostek "pływało".... Masakra! Strach tam jechać.
Co jakiś czas robię sobie czasówkę do Jaworza Nałęża. Tym razem, po tygodniowym przeziębieniu, urlopach wcześniej i ogólnie tragicznego kilometrażu we wrześniu, poszło nie najgorzej.
Jazda na max (2.5 km cały czas lekko w górę: 69m / 2.7%), w strefie tętna 5.6-5.9, dała dobry czas, bo od życiówki tylko 19 sekund. Lepiej nawet niż ostatnim razem, końcem sierpnia ;)
A HRmax wyjazdu tylko potwierdza, że regóła 220-wiek jest do dupy ;)
Mało czasu ostatnio, "wiecznie coś". Ale już się sprawy układają powoli, a żeby nogi nie czuły za dużo luzu (wrzesień dla nich bardzo łaskawy ;) wyskoczyłem rano o 8. na małą przejażdżkę.
Dziś znów praca z domu, córka u niani, więc okazja była wyśmienita. Tylko ta temperatura... 6 st jak wychodziłem z domu....
Postanowiłem kręcić w strefie drugiej - w tlenowej. Puls wyskoczył do trzeciej tylko 3 razy, 2x na podjazdach (jeden 10-14% drugi ok 10%) na kilkanaście sekund i raz jak podjeżdżałem 8% na stojąco (tu się zapomniałem ;)
Ogólnie cud taka jazda, ale dużo wolniejsza niż normalnie. Coś kosztem czegoś - idzie jesień, już praktycznie po sezonie, więc trzeba lekko się ruszać.
Archiwalny wpis z zeszłego piątku. A później, weekend zjeb**y - przeziębienie tak masakryczne, że już myslałem iść po jakąś chemię (antybiotyk) w poniedziałek, ale udało się pokonać dziadostwo ;) A teraz, znów, brak czasu. Może coś w tym tyg. się uda jeszcze....
Powrót to prawdziwy hardcore. 10.2 km ze 114m pagórków i średnia 30,5 km/h. Ogień taki, że po dojechaniu do domu byłem bardziej wyjechany niż ostatnio po 109km i 2200m uphillu ;) Średnie tętno 167 i niemal połowa trasy w 5. strefie tętna...
A nogi, kręcą aż miło. To będzie dłuuuga, rowerowa, jesień ;)
Po tygodniu byczenia się na greckiej wyspie Kos, kąpielach w 3 przyhotelowych basenach, pływaniu w Morzu Egejskim i bieganiu/joggingu po plaży w Tigkaki, przyszedł w końcu czas na powrót do (szarej) rzeczywistości. A żeby w ostatni dzień urlopu nadać nieco koloru - trzeba było wyskoczyć na rower!
Trasa po pagórkach i okolicach Bielska - Jaworze (+Nałęże), Jasienica, Rudzica, Międzyrzecze Górne, Stare Bielsko, Aleksandrowice, Kamienica.
Noga kręciła super, zrobiłem 3 stress testy - power jest niezły, tylko trochę szybkości brak, ale to pewnie wina wakacji i przywiezienia ponad 2kg obywatela więcej ;)
Urlop. Jedyny dzień kiedy był czas na urlop, bo albo obowiązki albo już za półtora dnia wyjazd do ciepłej Grecji ;)
Od kilku dni umawiałem się z Jeremim na Słowację, ale zaczął coś mieszać, kombinować i olał mnie ;) a ja jako odpowiedzialny mąż i ojciec - za granicę solo się nie wybiorę. Spasowałem, ale w zanadrzu miałem trasę podobną do zeszłorocznej.
Wyruszyłem o 8:45 spod domu. Przegibek poszedł na pierwszy rzut. Jechało się strasznie ciężko, już myślałem że noga nie puści dziś ale się rozkręciła ;)
Rozkręciła się w drodze do Porąbki, ale na zaporze zrobiłem kilka zdjęć...
Następnie odbiłem do Wielkiej Puszczy. Jak tam pięknie!
Po przejechaniu Puszczy czekał mnie pierwszy sprawdzian tego dnia, krótki ale bardzo sztywny podjazd na Przełęcz Targanicką. Poszło lekko, jak nigdy! Na górze kolejne cudne widoki (w pierwszych sekundach trochę skacze, bo odganiałem osę ;)
Z Targanic na Kocierz... jechało się jak zawsze dłuuuuuuuugo. Niesamowicie dłuży mi się ten podjazd (ile razy go jadę). Nie wiem, jak Kuba może tak kręcić i kręcić ;) - co nie zmienia faktu, że zazdroszczę (mu) takiego podjazdu tak blisko domu ;)
Na podjeździe mijam kolesia, krótka wymiana słów i jadę dalej, aż osiągam ok 100m przewagi. Później luzuję, on mnie dojeżdża na ok 500m przed szczytem. Zza ostatniego zakrętu w prawo widzę znak (coś a`la "Województwo Małopolskie żegna"). Wyjeżdżam za zakręt (on mi już na kole siedzi) i daję po garach. Te ostatnie (na oko 300m) pokonuję tak szybko, że pod wjazdem na Kocierz mam znowu przewagę ok 100m :D (hehe, a miało być turystycznie...)
Dziś ten podjazd ciągnie się niesłychanie, a i tempo już słabe. Chociaż nie tragiczne, ale ruszając mając w nogach 91 km i ponad 1700m w pionie - robi swoje ;) Na szczęście jakoś, średnim ale równym tempem wdrapuję się na górę. Chwila oddechu i zjazd od Bystrej i do Bielska do domu. Zrobić obiad - ot urlop, cały czas coś do zrobienia ;)
PS to chyba jedna z najlepszych tras jakie przejechałem :)
PS2 - widget Garmina jest teraz beznadziejny, ale zosatawiam podlinkowany - może naprawią niebawem. Po szczegóły wyprawy klikajcie w tytuł w widgecie ;)
Dużo się dzieje. Wczoraj zapomniałem wyzerować licznik - więc dziś wpis "dubel". Nie jest źle, wiedziałem ile mi brakuje do (planu minimum na 2012) - 3000 km ;)
Do tego od wczoraj na stronie Garmin Connect dostępne są nowe profile użytkowników. Nie najgorzej to wygląda, chociaż część mogli zrobić lepiej ;)