Rano okropnie ciężko się jechało. Nie to, że wiatr mocny (porywy ponad 45 km/h) ale jakoś tak... nogi ciężkie.
Po pracy szybko do domu, bo zaczęliśmy remont w pokoju dla córki... bajzel, że hej, ale monter jest i działa dzielnie (a ja mu asystuje ;)
Kilka dni przerwy dobrze mi zrobi. Ostatnio bardziej kontroluję puls (poza rowerowaniem) dzięki książce "Trening z pulsometrem" Joe Friela. Bardzo ciekawa. A namówił mnie na zakup jej Darek. No i spoczynkowy pod wieczór (bo rano ciężko zmierzyć jak ci dziecko na głowę wchodzi ;) wyszedł 47 bpm :o Normalnie maskara jakaś ;)
Druga część sezonu powinna polecieć z górki i może uda się w tym roku dobić do 4000km ;)
Wyjazd do rodzinnego Oświęcimia, co by odwiedzić rodzinę i zjeść dobry obiad ;)
Dziewczyny pojechały autem, ja rowerem. Tam - 36km ze średnią 30,6 km/h. Wow! Fajnie się jechało, chociaż ciężko - chciałem szybciej a nie mogłem :/
Powrót... do Zasola Bielańskiego. Tam dopadła mnie straszna burza i mega ulewa. Dobrze, że "wóz techniczny" był niedaleko. Szybki demontarz kół i do Bielska. A od Pisarzowic już było sucho :/ No cóż, chmury sugerowały, że przez 2-3h będzie lało i grzmiało, a tu taki kaprys... Trudno, jeszcze ze 2-3 m-ce są aby to "naprawić" :)
Do i z pracy. Z pracy w ulewie i burzy - buty tak przemoczone, że hoho i znów trzeba było je lepić. Jednak Diadora ssie. Czas na nowe! Dobrze, że urodziny tuż tuż, to można sobie zażyczyć ;)
A bonus to gapiostwo. Zapomniałem skasować licznika i dojechałem dziś do Bielmaru w ramach wyjazdu do rodzinnego Oświęcimia.... ehhh chyba 1 km nie tam gdzie trzeba ;)
Wyjazd 6:30 spod domu, bo o 7 mieliśmy robić release nowych feature'ów na NetMoms (projekcie, dla którego teraz programuję). Poszło gładko (moje ficzery) innym się posypały i trzeba było siedzieć @work niemal 10h :/