Jechało się strasznie ciężko. Ledwo szło utrzymać na liczniku 29km/h. Po dojechaniu do domu, okazało się, że osiągnąłem drugą najlepszą średnią odkąd mam liczniku (od zawsze?!).
W końcu się udało! Od dawna chciałem pojechać do rodzinnego miasta na rowerze, ale "zawsze coś..." ;) Tym razem się udało, było przednio.
Rekordowa średnia! Rok temu stwierdziłem, że nigdy szybciej nie pojadę (średnia prędkość). Dziś muszę cofnąć te słowa dwa razy, teraz i w kolejnym wpisie (Z Oświęcimia) ;)
W upale, gdzie średnia temp. wyniosła 34st., w samo południe, przejechałem 35km ze średnią 30km/h i to bez ciśnienia, swoim tempem, stając na każdych możliwych światłach... i na oponach 26x2.1" ;)
Jako że dzień już coraz krótszy, a w górach coraz szybciej ciemno (i chłodno) się robi, postanowiłem jeden z ostatnich razy "po pracowo" pojechać w góry. Padło na mocny trening wytrzymałościowy - 4x wjazd na Przełęcz Przegibek. Jakoś tak się składa, że bardzo lubię ten podjazd. Obok Przeł. Salmopolskiej ze Szczyrku i Równicy, należy on do moich ulubionych ;)
Przgibek mocno, ale zabrakło do życiówki jakieś 90 sekund - post-efekt melanżu sobotniego pewnie ;)
Następnie zjazd do Bielska i w stronę Szyndzielni, by zahaczyć o lotnisko w Aleksandrowicach. Po drodze, na wysokości Szpitala Wojewódzkiego, musiałem ubrać kurtkę przeciwdeszczową - lało niemiłosiernie całą drogę aż za lotnisko. A pod domem było sucho, ach ten lipiec....
Wycieczka z Pawłem i jeszcze jednym kolegą (przepraszam - nie mam pamięci do imion). Plan padł na (moją) Magurkę, a że chłopcy mtb'owcy, musiało być terenem (wrrrr - nie lubię tego). Po deszczu, ponad 20% nachylenia miejscami - istne piekło. Chyba w 3-4 miejscach podprowadzałem, za każdym razem po tym jak opony straciły przyczepność i trzeba było ruszyć, a nie zawsze dało się z miejsca.
Ogólnie super, wyprawa, ale start po deszczu, gdy góry parują... istne Kongo klimatyczne. Dwa obroty korbą i człowiek mokry jak spod prysznica :D
Zdjęcia będą później (a widoki były przepiękne), bo coś mój ISP (dostawca internetu) po raz kolejny daje ciała, i piszą opis z komórki ;)
W 2009 roku powiedziałem, że jak zejdę poniżej 30 min na Przegibek od Straconki, będzie dobrze. Dziś ostro pojechałem od samego początku i na szczycie zameldowałem się po 25:16 (średnia 18.3 km/h!). WOW.
Szybki zjazd do Międzybordzia (9 min) i znów pod górę. Tym razem spokojnym, turystycznym tempem. Na 500m od szczytu nieco przyśpieszyłem, a na szczycie okazało się, że do rekordu zabrakło 26 sekund. WOW numer 2 ;)
Magurka (909 m n.p.m), Czupel (933 m n.p.m), Przeginek (663 m n.p.m)
Magurka uphill - standardowo asfaltem od Wilkowic. Dziś czas niemal doby - 29:31 - niemal, bo ostatnie 900m odpuściłem - było cholernie ciepło 28 st. i znów się zacząłem przegrzewać.
Na Magurce stwierdziłem, że jeszcze nie byłem na Czuplu. Zatem tam pojechałem. Ale, żeby nie było że super - pojechałem złym szlakiem (czarnym zamiast niebieskim) i w pewnym momencie musiałem podprowadzić rower jakieś 200m po bardzo stromej i kamienistej drodze.
Będąc już na niebieskim szlaku, rozkoszowałem się jazdą po niemal płaskim terenie...
Z Czupla powróciłem na Magurkę, skąd zjechałem na Przegibek szlakiem narciarskim. Oj wymagający ten zjazd jak dla mnie (mało jeżdżącego w terenie). Pełno kamieni i w dwóch miejscach dość stromy spad.
Wieczorny wypad do Jaworza, po kilkudziesięciominutowej ulewie jaka przeszła dziś nad Bielskiem.
Początkowo miałem pojeździć sobie bez celu, zahaczając o lotnisko w Aleksandrowicach. Ale właśnie na lotnisku wymyśliłem nowy cel - wypad do Jaworza Nałęża (to moja ulubiona trasa, o czym już nie raz pisałem).
Podjazd do kościółka w Nałężu zajął mi 7:07, czyli pobiłem życiowy czas ustanowiony... 2 dni temu :D