Równo miesiąc bez rowera. Jak to wytzymałem? A no tak, zacząłem biegać, ale co rower to rower! Jak już ci się śni po nocach, że jedziesz na Salmopol, to znaczy, że trzeba się wybrać na przejażdżkę.
Dziś lekko, specjalnie, żeby trzymać niskie tętno. Udało się. Jeździło się ekstra. Tego mi było trzeba!
Sezon był bardziej niż udany. Zakładałem w planach przejechanie 2500 udało się 3000 km. Mam nadzieję jeszcze kilka razy w tym roku wyskoczyć na rower, ale to już będą bardzo lajtowe wypady, bez jakiegokolwiek planowania tras, etc.
Na podjazdach ciepło, na szczycie ubieranie bluzki z długim rękawkiem i kamizelki. Zjazd - rozbieranie. Te czynności mnie dobijały, ale nie ma co (a) marznąć, (b) przegrzewać się ;)
Czasy podjazdów mizerne - wczorajszy wypad zużył niemal całą moc z nóg. Na Salmopol wjazd to była istna męczarnia. Dawno tak nie "umierałem" na podjeździe...
Ale i tak jestem zadowolony z wyjazdu :-)
PS jeszcze kilka wyjazdów i rower odstawiam do 2012
Niemal rekordowo do Nałęża, a jechałem na prawdę spokojnie :) 7:20 tyle czasu zajęło mi dojechanie do kościółka. Super, a to już przecież koniec sezonu.
PS do rekordu zabrakło, 19 sekund; a biorąc pod uwagę, że jechałem tempem turystycznym.... ;)
Coroczna pętla na zakończenie sezonu (na to wychodzi ;) Rok temu niemal w tym samym dniu, a było cieplej...
Dziś jechało się super, chociaż nieco chłodno (cały czas 12°C), ale przynajmniej bezwietrznie. Dobrze, że już droga (most) w Rudzicy jest przejezdny - szybko udało się z Jasienicy dojechać do Strumienia. Tam mała przerwa - jak zawsze strefa bufetowa. I jazda dalej do Goczałkowic. Chciałem skrótem z ominięciem Pszczyny, ale jakoś wyszło, że pojechałem pełną wersję.
Na Zaporze 2 zdjęcia i szybko (ale ciężko) do domu. Widoków dziś nie było, pogoda do bani...
Ciężko, bo po pierwsze noga już nie podaje od około miesiąca, po drugie zawsze ten powrót mnie "zabija" (dlatego nie lubię jechać pętli od tej strony).