Udało się wyskoczyć na rower, bo pogoda wręcz idealna, a problemy zdrowotne chyba już mam za sobą... Od 2 tyg zero aktywności (bieganie, rower) a noga kręciła wczoraj rewelacyjnie. Całe 47km w dobrym tempie jak na początek sezonu.
Pierwsze na myjkę pojechałem, bo jak rano zobaczyłem rower po piątku powiedziałem pod nosem "Jezus Maria" :D taki był brązowy a nie czarny - jedna kula błota...
Później przez Międzyrzecze chciałem do Jasienicy pojechać, ale oczywiście jak zawsze pogubiłem się i pojechałem w prawo (a nie lewo) na Zarzecze. Wiedziałem jednak, że jest z stamtąd droga na Rudzicę. A z Rudzicy do Jasienicy to już rzut beretem. Dalej do Jaworza Nałęża - moja ulubiona miejscówka na treningi... Czas podjazdu pod kościółek - 7:54, czyli o 34 sek wolniej od życiówki, ale ze poniżej 8 min, na początku sezonu... szok. Wróży dobrze.
Cały dzień dziś ustawiłem w Garminie alarm na kadencję mniejszą niż 80 rpm. Rzadko się włączał, a ja sam i tak przez 20km kręciłem niemal cały czas 100 rpm. O to chodziło dziś. Ostatecznie 89 rpm wyszła średnia. I jechało się super. Chyba to jest mój styl - lekko ale szybko ;)
A w Nałężu ostatni. Śniegu jak na lekarstwo, to już koniec zimy (hurra!!!).
Szalony dzień, w pracy dużo zadań, ale poszło gładko i szybko. To dogadałem się z kontrahentem, że skończę wcześniej (ot plusy pracy na swoim).
W domu szybko się przebrać, co by nie było za późno i przed 17 już jechałem rowerem na lotnisko. Stamtąd przez Wapienicę i Zaporę do Olszówki.
Fajny wypad, ale wczoraj biegało mi się znacznie lepiej, chyba jednak bieganie więcej frajdy mi sprawia ;) Ale z roweru nie zrezygnuję za nic w świecie!
Jedyny minus - to błoto. Cały rower ubrudzony, że nawet nie chce myśleć jak będzie wyglądał za 2 dni jak pewnie znów pokręcę co nieco (i zapewne coś konkretnego w górę) ;)
Wyjazd z Pawłem do Jaworza Nałęża. A dodatkowo wpadły: Biery, Świętoszówka, Łazy i Jasienica.
Między Łazami a Jasienicą istne przełaje - jechaliśmy w padającym śniegu polem gdzie koła się zapadały (bo tak było mokro), następnie polną drogą aż do potoku, który trzeba było przeskoczyć z rowerem pod pachą... Po tych momentach - przerzutka przednia to była istna kula błota :)
Krótka runda do Kamienicy i po Olszówce. Już po dwóch km czułem, że odmrażam palce u rąk... niestety nic lepszego nie mogłem wymyślić (brak rękawic narciarskich) i się pomęczyłem i podenerwowałem nieźle. Za to okazało się, że spodnie softshell, które wg producenta miały (sugerowany) zakres temperatur od minusowych do +12, są super ciepłe. Ostatnio stwierdziłem, że ubieranie ich przy +8 albo więcej to masakra, bo człowiek cały mokry :P A na górze były dziś 2x bluzki thermo (4f, kupiona ostatnio na wyprzedaży za niecałe 40 pln, jest niesamowicie ciepła) + bluzka rowerowa + wiatrówka - i było ciepło jak w lecie przy ponad 20 st.C ;)
Niemniej nadal czekam na odwilż.
Co do treningu jakoś dziś słabo wszystko wyszło. Najpierw baba zajechała mi drogę autem (wyprzedziła 20m przed skrzyżowaniem i zaczęła skręcać w prawo!) od razu puls +15 z nerwów. A później jakoś nie mogłem się skupić przez masakrycznie marznące łapska :(
Wycieczka - moja ulubiona trasa na lekki, szybki, trening - Jaworze Nałęże. Po drodze pagórki, więc trasa interwałowa z końcówką do Nałęża cały czas pod górkę... Dziś też masakrycznie wiało. Jadąc przez lotnisko (12-14 km/h pod wiatr) miałem odczucie podjeżdżania wzniesienia 8-10% :O
Żeby nie było, że się "opieprzam" - ostatnie dwa miesiące to intensywne bieganie w moim wykonaniu. W sumie przebiegłem już niecałe 100km, i tak mi się spodobało, że planuję przebiec 25 marca XIII Półmaraton dookoła Jeziora Żywieckiego :-) A trenuję cały czas z pulsometrem i jak na razie, efekty są niesamowite. Porównując wyjazd do Nałęża z dziś z tym z 27 grudnia, średnie tętno obniżyło się o 7 uderzeń/min przy czym udało mi się nie przekroczyć jakoś bardzo trzeciej strefy (160-176). Jest dobrze - a będzie jeszcze lepiej :-)
Co do nowego roku, dziś od kolegi Pawła odebrałem części rowerowe, które zamówiliśmy jakiś czas temu. Są w nich: obręcze Mavic XM 317, opony Kenda Kontender 26x1.0 (tak, tak, w tym roku tylko szosa :P), 3x dętki Kenda, nowe okładziny hamulców - stare się (a) zużyły, (b) nie będą na pewno tak dobrze hamować z nowymi obręczami jak nowiutkie...
Korzystając z zasłużonego urlopu (ostatnie tygodnie były bardzo ciężkie zawodowo) wybrałem się poszukiwać śniegu w Beskidach...
Szczyty zamglone były od rana - tu widok na Błatnią:
Śniegu jednak w Jaworzu nie zastałem, poza tymi resztkami:
Tak oto kończy się tegoroczna przygoda z rowerem. Było suuuper, liczę na równie udany 2012. W planach na przyszły rok: 3000km total + przejechanie Pętli Beskidzkiej - dlatego mtb olewam i skupiam się tylko na wyprawach szosowych, co zresztą widać od dawna na tym blogu ;)