Pod wieczór wyskoczyłem na szybki uphill na Przełęcz Przegibek (tak mój ulubiony podjazd w Bielsku).
Chciałem pobić czas podjazdu, ale wyszła z tego klapa. Już przy straży w Straconce, nogi przestawały zapodawać moc, a kręciłem mocno i szybko. Po prostu coś nie szło i jechałem z 2km/h wolniej niż zakładałem.
Na mostku, odkąd ostatnio zacząłem liczyć czas, zameldowałem się po 11:26 (od Orlenu w Straconce). Dalej było w miarę ok, nogi zaczęły jechać, ale za późno na życiówkę. Czas podjazdu od mostku 14:27 (najlepszy od kiedy liczę z tego miejsca). Do życiówki zabrakło 37 sekund.
Rano odpisałem na grupie bbRiders na Facebook, co planuję, i okazało się, że Paweł "piaseq" jest chętny "się ruszyć". Więc było raźniej ;) A po drodze spotkaliśmy jeszcze dwóch kolegów Pawła, którzy są zawodowcami, i pocisnęli nieźle tempo. Początkowo dawałem radę, ale krótkie sztywne podjazdy mnie zabiły :)
Do Węgierskiej Górki dojechaliśmy bardzo szybko. W Milówce chcieliśmy wjechać na most, ale okazuję się że jest zakaz jazdy motorowerom, i czemuś tam jeszcze (ekspresówka). Zawróciliśmy i pojechaliśmy dalej wzdłuż S69.
W Koniakowie podjechaliśmy na Ochodzitę (895 m n.p.m.), skąd rozpościera się cudny widok na okoliczne szczyty. Tu też zrobiliśmy jedyną tego dnia sesję zdjęciową. Zjazd (czy w 80% sprowadzanie roweru w moim wykonaniu) i jedziemy dalej na Kubalonkę.
Podjazd na Kubalonkę (758 m n.p.m.) z Istebnej, to dziura na dziurze, nie przypomina wcale podjazdów od strony Wisły.
Na koniec został Salmopol (934 m n.p.m.), mój ulubiony podjazd beskidzki, do tego w wersji od strony Wisły. I mając w nogach 70km i ponad 1000m w pionie, wjechałem szybciej niż tydzień temu o 2:02 :o
Nie tylko górami człowiek żyje. Trzeba czasami pokręcić po płaskim. Pokazał to Andy Schleck na Tour de France 2011, gdzie sromotnie przegrał wyścig na ostatniej, decydującej, czasówce. W górach był dobry, mocny, atakował. Na płaskim stracił 2:38 min (a miał na starcie przewagę 57. sekund). Zatem...
Zaraz po pracy pojechałem do Goczałkowic, a później standardowo do Strumienia przez Wisły - najpierw Wielką, a później Małą. Skracając nieco trasę i omijając Pszczynę, gdzie (a) ciężko wbić się na główną drogę, (b) wzdłuż tej drogi idzie ścieżka rowerowa szerokości tylko 1m z latarniami pośrodku (o ile dobrze pamiętam ;)
W Strumieniu na mostku, tradycyjnie już strefę bufetu urządziłem, a że miałem tylko Snickersa, to szybko pojechałem dalej.
W Rudzicy droga dalej zamknięta, więc dziś dla odmiany pojechałem w kierunku Bronowa. Nie przypuszczałem, że droga będzie tak fatalna. Niemal jak na Paris-Roubaix - dziura na dziurze, czyli niemal jak po bruku ;)
Powrót przez Wapienicę, a w Bielsku już pognałem resztką sił ul. Cieszyńską, która po godz. 19 nie była już bardzo ruchliwa.
Ogólnie wszystko super, ale znów na ostatnich 10 km, coś od 55km, sił brakowało. Wyżyłowałem się wcześniej, a do tego miałem tylko 1l picia! Normalnie wypiłbym z 2 - 2.5l. I efekt odwodnienia dał o sobie znać w postaci spadku wydolności. Niestety.
Wypad miał być nieco inny. Miała być Kubalonka od strony Wisły, ale też z Salmopolem (934 m n.p.m.), tudzież Kubalonka od Istebnej. No ale rano pogoda była niepewna, a do tego pociecha coś lewą nogą wstała i zamiast wyjść o 9 wyszedłem dopiero przed 10. A to już mocno ograniczyło pole manewru (chiałem być w domu na 13). Udało się.
Jechało się super, niepotrzebnie tylko brałem plecak i kurtkę p/deszczową, bo deszczu jak na lekarstwo, a z plecakiem nie lubię jeździć.
Podjazdy może nie rewelacyjnie szły, ale od czwartku cały czas czuję nogi. Poza tym całe podjazdy po raz pierwszy na średniej tarczy pokonałem. Więc jest z czego się cieszyć. A na deser, tętno na podjazdach praktycznie nie przekraczało 170, co jest swego rodzaju ewenementem u mnie ;)
Czas z Buczkowic 48:12 (od wyciągu 21:58) Czas od skoczni w Malince 40:32
Treningowo przed jutrem, a jutro będzie ciężki dzionek ;)
Pojechałem do Olszówki ul. Startową, by później zajechać pod Dębowiec i dalej na lotnisko ul. Jeżynową. Z lotniska skoczyłem przemyć myjką rower, a po powrocie do domu, było smarowanie i czyszczenie łańcucha. Ale kolega wyzionął już ducha, i pewnie w przyszłym tygodniu zamówię nowe. I to dwa, żeby w końcu mieć w rotacji...
Pojechaliśmy zobaczyć co to za basen zbudowano za (rzekomo) 20 mln pln. Basen jest otwarty i składa się z kilku zbiorników (czy jak się to fachowo zwie...) Do tego wszystko fajnie, nowocześnie zrobione, tylko parkingu brak. A raczej dopiero go teraz robią i IMHO jest co najmniej 3x za mały! Jak pogoda pozwoli, to kiedyś skoczymy z Oliwką popływać :)