Miało być większe kręcenie (Magurka albo Orle Gniazdo w Szczyrku), ale tak się rozpadało w BB, że powrót z pracy okazał się jedną wielką paplaniną w wodzie. Przy okazji najadłem się nieco piasku :P Ehh i ciuchy całe przemoczone łącznie ze skarpetkami, majtkami (bo do pracy jeżdżę z nimi), spodenkami, etc....
Na półmetku (w robocie): 5,21 km / 20,67 śr. / 15:08 czas / 49,2 vmax / 12 st.C
Czy słońce, czy deszcz - musiałem dziś jechać na rowerze (albo busem - łeeee, albo na nogach - za dużo czasu bym stracił). Po prostu w starszym aucie felgi się pokrzywiły i wyszło to po zmianie opon na letnie. Więc trzeba było wczoraj staruszka zostawić na prostowanie...
Anyway, na półmetku: 5,20 km / 20,36 km/h śr. / 15:20 czas / 47.0 vmax / 12 st. C
Ha! No i się udało. Do roboty rano, pierwszy raz ze średnią ponad 21 km/h (a w zasadzie niemal 22 km/h .... wow!).
Półmetek: 5.10 km / 21.65 km/h śr. / 14:24 czas / 46.0 vmax / 11 st. C
Po pracy miał być Salmopol lub Orle Gniazdo (oba w Szczyrku) - w zależności jak noga będzie kręcić. A kręciła dobrze, zatem padło na Przełęcz Salmopolską (934 m n.p.m.), czyli niecałe 14km podjazdu od Buczkowic.
Profil podjazdu od Buczkowic:
Chciałem też ukończyć jeden z celów na 2011 (tam i z powrotem poniżej 2. godzin), ale jechałem z pracy - więc wynik jest wypaczony. Co cieszy to to, że na pewno o ok 4 min poprawiłem najlepszy czas (ale jest to estymowane 'na oko', więc trzeba będzie sprawdzić kiedyś czas z domu).
Podjazd od ronda w Buczkowicach zajął mi dokładnie 50:34. Nieźle, zważywszy, że miałem plecak z ciuchami "cywilnymi" wewnątrz + jakimiś tam pierdołkami ;)
Na Kocierz to już chyba wszyscy znajomi w tym sezonie pojechali (jeremiks, tool i k4r3l). Nie mogło mnie zabraknąć w tym zacnym towarzystwie ;)
Początkowo jechało się super, szybko, mocno, ale bez wysiłku. Na Przegibek od stacji w Straconce wjechałem w 29:10. W Porąbce byłem po godzinie. Kolejne 25 min i jestem na Przełęczy Beskidek (zdaje się, że tak się nazywa ten podjazd w Targanicach). Później pozostał Kocierz. Oj ciągnął się straszne, ale jechało się względnie fajnie/szybko. Czasu niestety (tego i kolejnych) już nie pamiętam. Wiem, że na Kocierzu byłem po niespełna dwóch godzinach jazdy.
Po Kocierzu, będąc w Oczkowie zadecydowałem uderzyć jeszcze na Żar, czyli machnąć trasę o jakiej kiedyś z ww. kolegą tool, rozmawiałem.
Tylko, że to był błąd. WIELKI BŁĄD.
Już dojeżdżając do parkingu dla samochodów (ok 1400m podjazdu - jeszcze jakże lekkiego) czułem, że będzie ciężko, że będzie katastrofa. Paliwa w mięśniach zabrakło. Co prawda miałem jeden żel wysoko węglowodanowy, ale postanowiłem zostawić go na później. Sam podjazd się dłużył, i zdecydowanie wolniej poszedł niż przed rokiem.
Powrót przez Przegibek był katastrofą. Niemal 3/4 na małej tarczy, prędkość ok 7 km/h. Straszy ból mięśni prawego uda. Do tego takie rozgoryczenie, że już miałem zejść i prowadzić rower - widać siadła też strona psychiczna. I gdyby nie to, że na 15:00 musiałem być w domu, pewnie bym tak zrobił... No ale udało się jakoś wjechać i zjechać, doczołgać na os. Karpackie i pod domem byłem równo 15:02 ;)
Ogólnie mimo braku sił, przecenienia siebie (myślałem, że jak 2 tyg. temu Hrobacza poszła tak łatwo, to wszystko już tak będzie szło), jestem cholernie zadowolony.
Przejechałem coś co wydawało mi się mało możliwe ;) Ponad 1700 w pionie(!!), 5 podjazdów stromych, ze średnią 20km/h... na rowerze mtb - ładnie.
Trasa wyglądała tak:
PS odpoczywając od roweru, bo chyba nie prędko pojeżdżę, rozkoszuję się myślą o moim nowym cacku Garminie 605, które wygrałem w konkursie wody Żywiec Zdrój i hipermarketów Real. Czekam aż przyjdzie kurier, myślę, że może w tym tygodniu ;)
Rano 5 st, chłodno przez pierwsze 200m ;) ... a pozniej ogien i znow sie spocilem ;)
Checkpoint: 5,63 km | 19.50 sr. | 17:20 min | 50.4 max
Najwyzsza srednia do pracy (mysle ze do 21 km/h moze w szczycie sezonu dojdzie).
Po pracy (13 st) szyyyyyybko do domu. Pod wiatr ale pelna moc i 40km przez cala ulice Kolista, az palilo w nogach. Dzieki czemu najlepsza srednia w sezonie (23,93 km/h) - az o ponad 1km/h wiecej niz dotychczas.
PS przepraszam czytelnikow za brak PL literek, ale cos mi sie znow przestawilo w komputrze. I nie smiac sie - to nic ze jestem informatykiem :P
Rozdział 1. Przegibek z Bielska Jechało się ekstra, bez ciśnienia. Do czasu, aż jakiś biker w polarze mnie machnął. Pomyślałem, chłopak się przegrzeje, nie ma co - biorę go. Udało mi się nawet uciec mu na jakieś 100m. Po czym zwolniłem, a on dojechał mnie i pojechał dalej. Odpuściłem wiedząc, że jeszcze dwa mocne podjazdy mnie czekają.
Rozdział 2. Hrobacza Łąka Na Hrobaczą jechało się nader dobrze. Zero stresu, jedynie na końcu jak zaczyna się "jazda terenowa" to tętno skoczyło do 188 HR. Momentami ciężko, ale da się wjechać... i udało się wjechać bez postoju od głównej drogi na dole po samo schronisko. W tym momencie duma mnie rozsadza, a to dopiero początek ;)
Rozdział 3. Przegibek z Międzybrodzia Pierwszy raz w życiu na przełęcz Przegibek od Międzybrodzia jechało mi się tak dobrze. Zero kryzysów, zero stresu, zero ciężkich nóg. Po prostu cacy! Akcja była, a jak ;) Koleś na szosówce minął mnie (dość ochoczo jadąc). Ja nie cisnąłem za nim, bo wiedziałem że w nogach już jest. Po czym jak ujechał na jakieś 150m zaczął coś strasznie szarpać - niby siedział, niby stał, strasznie widać się męczył (to po co kozaczył, mógł jechać mi na kole :P). W końcu stanął na poboczu. Ja swoim, równiuśkim, tempem go minąłem i pojechałem dalej. On chyba ruszył za mną, ale już nie atakował. Na jednym zakręcie tylko się obejrzałem za siebie - koleś został jakieś 300m za mną.
Czasy podjazdów (w sumie 1200m): 1. Straconka (od Orlenu) - Przegibek: 30:00 2. Hrobacza Łąka (od głównej drogi): 32:45 3. Międzybrodzie (od głównej drogi) - Przegibek: 30:00
PS pobiłem tym samym czas przejazdu na Hrobaczą o ponad 40 min!
PS2 wydaje mi się, że co jak co, ale na Magurkę wjechać ciężej - czyli zdania nie zmieniam co do trudności tych obu podjazdów ;)