Do pracy jadąc rano dałem czadu. Przetestowałem genialne rozwiązanie Garmina - Virtual Partner. Ustawiłem trasę do pracy sprzed kilku dni. VP pozwala przejechać tą samą trasę informując jak daleko przed (lub za) "wirtualnym sobą" jesteśmy. Na finiszu przed pracą okazało się, że wyprzedziłem wtorkowego siebie o ponad 900m co dało niemal 2:30 min przewagi. A po drodze mam 2 podjazdy kilkunastoprocentowe (całkowite przewyższenie ponad 110 m).
Nice.
A po pracy powrót w masakrycznych warunkach. W deszczu, w krótkim rękawku (bez kurtki). Wróciłem cały przemoczony, włączając w to plecak, który miał dodatkowy przeciwdeszczowy(!!!) pokrowiec, a w butach po 0.5 l wody ;). Ehhhh oby przeziębienia nie było ;)
Standardowo do pracy rano - a po pracy gdzieś pohasać ;)
Padło znów na Nałęże. Jechało się ok, chociaż Jaworze strasznie rozkopane. Czas podjazdu do Nałęża: 7:08 (nieźle).
Co martwi - średnia i dystans. Muszę zmierzyć koło i wprowadzić dane do Garmina, bo coś są oszukane. Nawet jadąc po drodze czuję, że jadę szybciej niż pokazuje licznik... 2068mm to chyba za mało na koło 26x2.1
Rano do pracy. Brr chłodno było i musiałem się ubrać, co z kolei miało opłakane skutki po 16:00 - podjazd na Kozią = cieknący pot z czoła. Ale... nigdy jeszcze tak lekko nie jechało mi się na tą górę ;)
Zjazd spokojny, bardzo zachowawczy - opona łysa i nie chciałem złapać kupy. Nowy IRC Mythos XC Slick 26x2.1 - najlepsza opona do XC - już zakupiony. Pewnie jutro montaż ;)
W końcu udało się sprzedać Garmina 605, którego wygrałem w konkursie. Dołożyłem 120, bo puściłem go po kosztach - byle szybko - i tak oto w moje posiadanie wpadł wymarzony od dawna Garmin 500. Cudo nad cuda!
Dziś z braku czasu - szybko i krótko (bo było już: (a) późno, (b) zachmurzono), ale z pagórkami, żeby nie było łatwo :P No i jak się okazało udało mi się uniknąć deszczu. 5 min po powrocie do domu, zaczęło padać ;)
Oczywiście, żeby nie było łatwo... Garmin dał dooopy na całej linii. Jak można sprzedawać produkt, który ma "włączone" baterie? Jak kupowałem pulsometr Sigmy to bateria była odwrócona, i żeby zacząć używać produktu trzeba było ją zamienić stroną. Garmin 500 przyszedł z rozładowaną baterią czujnika kadencji/prędkości (w pudełku były też magnesy, które pewnie cały czas zamykały obwód) i częściowo rozładowaną baterią czujnika pulsu. Ot, kolejny wydatek rzędu 16 pln. Oczywiście nikt nie zwróci mi nerwów i przekleństw co poleciały na ten czujnik jak go chciałem zamontować a cały czas nie "łapał" impulsów....
Niemniej już wszystko ładnie działa. I na dowód dołączam mapkę.
Na półmetku: 5,19 km / 22,19 km śr. / 14:03 czas / 43,8 vmax / 12 st. C
REKORDOWA ŚREDNIA DO PRACY (w poniedziałek, po weekendzie) -- czy to jakieś zboczenie??? Zwłaszcza, że obecna praca mnie strasznie męczy ostatnio i szykuje się do zmian...
Po pracy również jechało się wybornie. W Jaworzu średnia podskoczyła do 25,93 km/h. No i pobiłem swój rekord podjazdu do kościółka w Nałężu. Niby prosty odcinek ale jednak cały czas pod górkę. Dzisiejszy czas około 7 min.
Jak się później okazało to chyba zasługa wiatru (wiało dziś ponad 30km/h w porywach). Bo wracając zamiast standardowej 50 km/h miałem na liczniku niewiele ponad 35 ;) Sam powrót pod wiatr też nieco dał w kość. Liczyłem na średnia na finiszu ponad 27km/h - wyszło 26,8...
Powtórka sprzed kilku tygodni. Tylko dlatego, że nie mam czasu dziś na kręcenie większe, a weekend też odpadnie bo szykuje się nam wyjazd do przyjaciół.
Trasa zmodyfikowana, zarówno do pracy jak i po. Dwa podjazdy ul. Jeżynową zamieniłem w dwa podjazdy ul. Skarpową. A kto tam był to wie jakie to są. Na dzień dobry mocny, stromy, nawrót a później non stop góra-dół (w sumie na 2km mniej więcej 60m przewyższenia). Tak, że jak za ostro pojedziesz ten pierwszy nawrót to później nie ma gdzie dychnąć.... I właśnie pierwszy raz od niepamiętnych czasów, za drugim razem jak pokonywałem ul. Skarpową, złapała mnie kolka!?! A pierwszy przejazd był chyba jednym z najszybszych ;)
Tym samym: 1. rowerowi stuknęło 4000 km (i nadal nie wymaga regulacji!?!) 2. w tym roku mam przejechane już ponad 667 km 3. pobiłem dystans roku 2007 (661 km) 4. pobiłem dystans roku 2008 (648 km)
Może to dla co po niektórych niedużo, dla mnie sporo - zważywszy jak mało mam czasu na rower.
Na półmetku: 5,20 km | 20,36 km/h śr. | 15:19 czas | 41.2 vmax | 4 st. C
Jako że z Magurki nic nie wyszło, skorzystałem z zaproszenia Pawła (aka Piaseq) do wspólnego kręcenia w ramach "Trening popołudniowy 4" grupy bbRiderZ (do której de facto zostałem także zaproszony :)
Pojechaliśmy najpierw na Trzy Lipki, podjazd który wg niektórych osób jest ciężki. Ja nawet nie zauważyłem jakoś strasznej trudności ;) Później polami i wioskami, mocno interwałowa (same pagórki) trasa doprowadziła nas do Zapory w Goczałkowicach.
Powrót bardzo mocny i szybki miejscami, bo już miałem obsuwę około godziny (a nienawidzę być: 1. spóźniony, 2. niesłowny...). No i stało się kolega Paweł, mimo że jechał z córką w foteliku, czyli obciążeniem (jak sam mówił) ok 20 kg, urwał mnie 2 razy. Przy czym za drugim razem na ogromną odległość bo ok 200-250m. Daje do myślenia (i sprowadza na ziemię) zwłaszcza, że tą ucieczkę poprzedził krótki, ale strony (10%) podjazd w Mazańcowicach.
Do roboty rano jechało się, mimo chłodu, ekstra. Noga tak świeża, że szok - tam gdzie zawsze stawiam sobie limit "nie jechać mniej niż 17 km/h" dziś lekko jechałem 20-21 km/h ;)
Na półmetku: 5,19 km / 21.23 śr. / 14:40 czas / 47.0 vmax / 8 st. C
Po pracy miał być wypad na Magurkę, ale jadąc w dół Armii Krajowej stwierdziłem, że za słabo jestem ubrany. Obrałem kierunek - os. Karpackie. Co dalej, czas pokaże.... ;)
Przełęcz Przegibek (663 m n.p.m.) - jeżdżę tam nader często - czy to jadąc na Żar, Kocierz czy Hrobaczą Łąkę. Jeżdżę tam też żeby potrenować podjazdy - ot do Międzybrodzia i z powrotem, czyli dla niewtajemniczonych dwa podjazdy na Przegibek.
Dziś pobiłem swoje rekordy: - z Bielska (ze Straconki) na szczyt - 27:25 (o około minutę lepiej niż rok temu) - z Międzybrodzia (od krzyżówki) - 26:45 (!!!!) to jest totalny szał :))) bo jeszcze nie tak dawno, umierałem na tym podjeździe ;)
Przy okazji stwierdziłem, że nie będę montował szosowych opon do roweru mtb, a kupię szosówkę. Pewnie dopiero po tym sezonie, na "wyprzedażach", ale musi być i koniec. A wszystko, bo jakiś "kolarz" z lekkością mnie wyprzedził na ostatnich metrach podjazdu od strony Międzybrodzia (przy czym jakieś 300m przed szczytem miałem przewagę około 50-70m). Liczby mówią same za siebie. A jak chcę zacząć jeździć na Pętlę Beskidzką i Rajcza Tour - muszę mieć "szosę" ;)
PS wyrównałem rekord prędkości - 66,6 km/h - hell yeah!
PS 2 - średnia z dziś, ponad 24 km/h mnie powala. Rok temu miałem na tym dystansie 19.40 km/h, podobnie jak dwa lata temu (19,43 km/h).
Tym samym oznajmiam: mam topową formę, a myślę, że jeszcze się rozkręcę ;)