Coroczna pętla na zakończenie sezonu (na to wychodzi ;) Rok temu niemal w tym samym dniu, a było cieplej...
Dziś jechało się super, chociaż nieco chłodno (cały czas 12°C), ale przynajmniej bezwietrznie. Dobrze, że już droga (most) w Rudzicy jest przejezdny - szybko udało się z Jasienicy dojechać do Strumienia. Tam mała przerwa - jak zawsze strefa bufetowa. I jazda dalej do Goczałkowic. Chciałem skrótem z ominięciem Pszczyny, ale jakoś wyszło, że pojechałem pełną wersję.
Na Zaporze 2 zdjęcia i szybko (ale ciężko) do domu. Widoków dziś nie było, pogoda do bani...
Ciężko, bo po pierwsze noga już nie podaje od około miesiąca, po drugie zawsze ten powrót mnie "zabija" (dlatego nie lubię jechać pętli od tej strony).
Najpierw na Starówkę, a później wzdłuż Białki do Straconki. Tam kawałek bulwarami + przerwa na rozprostowanie kości przez Oliwkę :)
W planach miał być uphill Magurka, ale postanowiłem bawić się w szefa kuchni i coś przygotować na obiad (testując nową patelnię grillową). Obiad wyszedł tak dobry, że nie żałuję nic a nic ;)
Zimno się już robiło (14 st. przez większość trasy) do tego chłodny wiatrek, a ja w krótkich spodenkach... Niemniej było fajnie - chociaż, już w Wapienicy jadąc przez zalesiony teren ciemno...
Nigdy dotychczas tak nie cisnąłem na podjeździe, tak jak dziś. To był ten dzień, który na długo zapamiętam :-)
Na Równicę (885 m n.p.m.) planowałem powrót tego roku jeszcze minimum jeden raz. Ostatnio jechało się strasznie (35 st. w słońcu w południe...)
Dziś wybrałem się z Pawełem, który leczył się po przebytej chorobie będąc jeszcze, hmmm mocno zaziębiony.
Nie wiem czy to było powodem (zapewnę był słabszy, chociaż jak się zarzeka: W efekcie pod Równicę wytoczyłem się chyba ze średnią 300W co jest naprawdę sporym wynikiem jak na mnie.), czy może dziś był mój dzień, ale na Równicę wjechałem co najmniej 6 min szybciej niż ostatnio (25:28).
Dzisiejszy czas podjazdu - 20:59 (od znaku Równica na końcu ul. Sanatoryjnej w Ustroniu). Od rozstaju dróg (początek bruku) - 17:47.
Niesamowite, że cały podjazd jechałem za Pawłem (może kilka razy przed nim na krótko), że jak mi odjechał - dałem radę go dojechać. Super! Jak dla mnie bomba i myślę, że to rehabilituje mój zeszłoroczny uphill na Równicę.
W efekcie na szczycie zameldowaliśmy się równo - czas mierzę na białej linii przy punkcie poboru opłat za parking.
Powrót MTB. Jak to Paweł, ciągnie w teren, a jak jakoś co roku jesienią kuszę się na mtb w naszych Beskidach. Z Równicy zjechaliśmy szlakiem pod Orłową (nawet przyjemnie - tylko raz wymiękłem na kamieniach) i stamtąd szutrową drogą do Brennej. Tu zrobiliśmy krótki pit-stop na kawę i dalej przez Jaworze, lotnisko w Aleksandrowicach do Bielska, na os. Karpackie ;)
PS tym samym, dziś wykonałem zamierzony kilometraż na ten sezon - 2500 w nogach, aż miło. Teraz trzeba będzie "dobić" do 3000 km (albo i więcej) ;)
Kubalonka po raz trzeci. I z trzeciej strony podjechana (są 3 drogi na przełęcz). Tym razem jechałem od strony Ustronia, nowo wyremontowaną drogą. I jechało się tak super, te serpentyny są tak cudne, że od razu ten podjazd wskakuje to TOP5 moich ulubionych podjazdów ;)
Pojechałem dziś do Brenner przez Świętoszówkę. Ot nie chciało mi się jechać przez las między Jaworzem a Górkami, nienawidzę tego odcinka - za duże nierówności i prawie zawsze trafię tam na błoto...
W Górkach Małych stanąłem na krótką sesję. Uwieczniłem dwa szczyty - Równicę i Błatnią. Jak widać pogoda nie rozpieszczała tego dnia: szczyty zamlone, duże zachmurzenie, ale na szczęście bez deszczu.
W drodze z Górek do Brennej wyprzedziłem na prostej gościa na szosówce (nie pierwszego tego dnia jak się później okazało) ;) W Brennej odbiłem na Lipowiec, a stamtąd na Ustroń nie pchając się Lipowską do końca. Dzięki temu z jednej strony zaoszczędziłem nieco czasu, ale straciłem też nieco km.
Ustroń przejechałem szybko, po drodze minąłem dwóch bikerów na MTB. Wisła zawitałą mnie po kilkunastu minutach jazdy. Stąd na rodzie odbijam na Istebną i zaczynam dojazd do początku podjazdu. Pierwsze km to raczej średnia nawierzchnia, ale w pewnym momencie wjeżdżamy na nowiutką drogę (otwartą po remoncie zdaje się dwa lata temu). Tu jazda to przyjemność mimo nachylenia ok 6-8% ;)
Podjazd nie był jakoś rewelacyjny czasowo, po prostu podziwiałem trasę. Serpentyny są tak urokliwe, że ten podjazd od teraz jest w TOP5 moich ulubionych. Niesamowite wrażenie robi spojrzenie w bok/dół, gdy widzisz pod sobą 100m niżej drogę :o Na szczycie Kubalonki mgła. Przepiękny widok. Niestety zdjęcie z telefonu nie oddaje nawet części tego widoku...
Z Kubalonki zjechałem koło Zameczku Prezydenckiego do Wisły i stamtąd, mijając skocznie im. A. Małysza, pojechałem na Przełęcz Salmopol (934 m n.p.m.). Tu minąłem kolejnego szosowca ;) A na szczycie było chłooooodno (16 st.). Akurat kończyło mi się picie, to wskoczyłem do schroniska. A tam, dogrzewanie kominkiem ;) Szybko wypiłem i ruszyłem w drogę do Szczyrku. Po drodze nieźle zmarzłem, na szczęście w Szczyrku było już cieplej.