Miałem jechać do biura do Jaworza, ale żona coś chorawa i do lekarza pójdzie więc z pociechą trzeba będzie zostać ;)
Zatem dziś praca (znów) zdalna :) Zatem rano córkę szybko do przeszkola odstawiłem, siup do domu szybko się przebrać i na rower :)
Czasu było niewiele (pracę muszę zacząć o 9.) więc padło na krótki ale intensywniejszy wyjazd - pagórki same góra, dół, góra, dół, góra... ech... ale w końcu jest wiosna, a na wiosnę robi się klasyki, a klasyki to pagórki :)
PS czekam na nowy nowy sprzęt, mam nadzieję, że przyjdzie i będzie super, ale o tym innym razem ;)
PS2 HRmax - znów przekroczyłem (220-wiek :P) a była jeszcze rezerwa (tyle że droga się kończyła :D)
Kolejny z "wiosennych klasyków". Przejazd po wioskachm, gdzie ruch (teoretycznie) mały ;)
Serducho dobiło do 183, ale spokojnie powinno z 10bpm jeszcze dobić. Będzie okazaja sprawdzić niebawem, jak się tylko cieplej zrobi.
Kondycja ok, chociaż pod koniec efekt odwodnienia straszny, tętno z 15bpm większe niż na starcie :/ Tak to jest jak sie nie bierze pica (bo za zimno). Ehh "Polak mądry po szkodzie" ;)
PS po roku na olejach do lancucha Shimano wrocilem do Finish Line. W czwartek byla zmiana lancucha i zielonym do XC posmarowalem. Kreci sie pieknie. (a zimowy lancuch nadal w benzynie sie moczy - taki syf po zimie...)
Treningowy podjazd w 3. strefie (w drugiej podjazd ze średnim nachyleniem 5-6% raczej ciężko zrealizować ;)
Kilka razy w Garminie alarm tętna się włączył jak wskoczyłem w 4. strefę, ale szybko udawało się wrócić do trzeciej czy to zwalniając, czy zmieniając przełożenie.
Na opis nie ma czasu i chęci. Jedyne co powiem, błotnik ostatnio złamany, nie dał rady, gdzieś na ostatnich 5km puścił klej i się zgubił na szlaku lub w drodze do domu spod Dębowca.
Postanowiłem tym razem pojechać drugą stroną Doliny, by przejechać mostkiem na tą główniejszą (ostatnio widziałem na mapie, że tak się da). Okazało, że się da i chyba będę tamtędy teraz częściej jeździł do pracy do Jaworza (w sensie - jako odcinek bonusowy) ;)
Niemal na samym końcu szlaku zaliczyłem OTB i złamałem błotnik tylny :P Heh szkody muszą być ;) ale na szczęście Patexem udało się skleić dziada w domu ;)
Ostatni wypad 2012, datowany wstecznie na 29.12. Niestety od Sylwestra walczyłem z grypą więc dziś dopiero dodaję wpis. A grypą zaraziła, małżonka. I tylko dobrze, że w porę ewakuowałem córkę do rodziców i ocalała z tego całego armagedonu ;)
Wypad udany, po drodze spotkałem jakiegoś starszego bikera na szosówce i do Nałęża pojechaliśmy razem rozmawiając całą drogę o podjazdach w Beskidach (i nie tylko).
Do Nałęża jak zawsze podjazd krótki, ale równo pod górkę, momentami jechałem w 5.4 strefie i nawet jakoś nie czułem tego (prócz po oddechu, ale też lekko). Znów bieganie okazuje się, że bardzo dużo daje na wydolność organizmu. Super.
Plan roczny wykonany: * Dystans: 4.209km (planowałem wstępnie 3000, ale w lipcu przesunąłem granicą na 4000) * Wzrost wysokości: 60208 m * Śr. prędkość: 24,2 km/h * Średni wzrost wysokości: 349 m (średnio tyle co podjazd na Przełęcz Przegibek) * Średni dystans: 30,07 km (z braku czasu tyle - praca do 17 + rodzina nieco ograniczają możliwości, ale są ważniejsze rzeczy w życiu niż rower) * Wycieczek: 140 (niecałe 174 godziny na rowerze)