Na start Przegibek, poszedł super, bez spinki w 12:39. Jechałem tak na 70%, bo dziś nie było motywacji do kręcenia - dobrze, że kolega mnie wyciągnął na rower ;)
W Międzybrodziu spotkanie, a później kierunek Żar. Jechałem luźno, bez ciśnienia, Krzysztof nieco zmęczony, ale też bym był jakbym mało jeździł. Udało się wjeżdżać 8% w pierwszej strefie tętna - regeneracyjnej. Nie sądziłem, że to możliwe ;)
Na górze cola, pogaduchy i zjazd na dół. Bez ciśnienia 69 km/h - ot standardowo u mnie, downhill (i bruki) to pięty achillesowe...
Powrotny Przegibek, na 80% z coś bolącym prawym kolanem (co jest?!) poszedł w 13:20. Całkiem, całkiem, jak na 4 strefę tętna.
Tym samym zamykam sierpień z 11452 m podjazdów (średnio na wycieczkę 1085 - takiej średniej nie było). Najlepsze, że mimo tylu podjazdów średnia prędkość miesiąca o ponad 1 km większa niż w poprzednim m-cu :-)
Było mocno, tempo szybkie, po niekończących się pagórkach (Kęty - Zasole). Cudowny wyjazd. W końcu trochę się poukładało i noga już lepiej. Na zmianach z Ligoty do BB nie gubiłem tempa, a i dałem chyba 3 mocne zmiany. Rewelacja.
Zobaczymy co wyjdzie z tego wszystkiego. Zobaczymy jak przesiadka na MTB na slickach z zeszłego roku (co ciekawe tegoroczna średnia prędkość (na szosówce) niższa od zeszłorocznej na takim właśnie setupie!; co prawda tylko 1 km/h, ale średni wzrost wysokości w tym roku 589m a w zeszłym 430m - więc może to TO - oby!).
PS w samym sierpniu na szosówce - 7 wyjazdów, średni dystans: 68,57 km, ale średni wzrost wysokości: 1.085 m. Musi zaprocentować :-)
Jak mi ktoś powie, że Ochodzita to ciężki podjazd to znaczy że nie zna się na naszych cudownych Beskidach. Kamsznica - 2km nachylenie cały czas 17-20% (a pewnie więcej - nie patrzyłem garmin pokazuje, że maks było 23%).
Z Kamesznicy zjechaliśmy jakoś bokiem do Istebnej i wdrapaliśmy się na Kubalonkę. Tu zaczynały się lekkie problemy, ale z Kubalonki na Stecówkę jechało się dobrze.
Dopiero z Wisły na Salmopol, mimo że czas dobry (drugi życiowy) to jednak podjazd szedł ciężko. Tętno ledwo w 4. strefie, nogi ołowiane, ehh coś jest do nie tak :/
Z Szczyrku do Bielska zaczęliśmy jechać zmianami, do Buczkowic do stacji było ok, po kolejnej zmianie Rafała zostałem w tyle. Do tego 2x na czerwonym stałem w Mesznej i Bystrej, i do BB dojechałem sam. Zmiany przy prędkości 37 km/h to trochę za dużo dla mnie. Nie mam wystarczającej szybkości żeby utrzymać koło. Wyszło to po raz kolejny - Zakopane, Kraków, druga z rzędu Pętla Beskidzka...
Czas wziąć się za interwały i popracować nad tempem!
Po słabej niedzieli skusiłem się na wtorkowy trening z Pawłem. Pomysł - Orle Gniazdo.
Ruszyliśmy do Wilkowic. Od rogatek Bielska do Wilkowic narzuciłem bardzo mocne tempo, Paweł mówił że trochę za mocne, ale nie chodziło o zgubienie kolegi. Nic z tych rzeczy. Chciałem "przepalić" kopyta, które coś się rozleniwiły. Zatem SHUT UP LEGS (rewelacyjne hasło Jensa Voigt) i mimo bólu, zacisnąłem zęby i w około połowie drogi do Wilkowic nogi popuściły. Później było już cudownie. Czyli tak jak powinno być w niedzielę...
Jakoś dokręciliśmy do Szczyrku Biłej. Ruszamy na Orle. Idzie ciężko, ale co się dziwić (1.1km / 130m up / czas 7:00). Koło Sanktuarium idzie droga w górę. Tam byłem tylko raz, przed laty. Paweł rzuca - Jedziemy?
No to kręcimy. Dorzucamy kolejne 1.19km / 153m w czasie 9:35. Co w sumie daje 2.28 km / 283 m w pionie = 12,7 % średnie nachylenie! Jak mawiają amerykańskie dzieciaki this is fucking awesome.
Jedyny dobry akcent to nowy rekord na Salmopol z Soliska - 18:35, ale jak patrzę na wykres tętna, to nie wygląda to dobrze. Coś za niskie było, chyba to nie był mój dzień :)
Mocny trening na wyższych przełożeniach niż zazwyczaj. Z Międzybrodzia od mostku na 30x23 i jechało się super.
Czasy: - ze Straconki 13.10, ale tętno coś nie szło, skakało w 4 strefie jak mu się podobało w granicach 169-177 :/ - z Międzybrodzia 12:34, tu już tętno idealnie równo przy samej górze strefy :)
Z opóźnieniem 2 zdjęcia (ostatnio net mi padł w domu)...
Powtórka sprzed tygodnia. Magurka & Żar jako uphillowe combo. Tym razem w towarzystwie Pawła.
Jechało się super mimo upału. Na Magurkę spokojnie i bez problemowo. Chyba noga się wyrobiła ostatnio tu i w Wiśle. Kryzysów nie było, ale tempo też słabsze (ponad minuta wolniej niż tydzień temu).
Dobry za to czas mieliśmy na Żar. 17 sekund lepiej niż przed siedmioma dniami, a przejechany na pogaduchach ;)
Przegibek by poszedł szybciej, ale Paweł miał kryzys więc poczekałem. Jakoś lekko mi się dziś jechało - czym dłużej tym lepiej. Tydzień temu było nieco inaczej, Przegibek był ciężkim kawałkiem chleba...
Jako że brak fotek, dziś kącik muzyczny ;) Fajny house'owy numer. Taki letni ;)
Magurka - 3.47 km / 371 m up / 178 HR avg / 24:19 time (+1:10) Żar - 5.35 km / 311 m up / 166 HR avg / 25:35 time (+1:07) Przegibek - 3.04 km / 193 m up / 166 HR avg / 14:19 time (+1:18)
Poranny wyjazd, co by dobić 700 km drugi miesiąc z rzędu :)
Jechało się bosko. Na 85% siły podjazd poszedł szybko (12:46) przy czym tętno jedynie wskoczyło na 5.1 strefę i to tylko na chwilę przy końcu. Co pokazuje, że przy niższym tętnie zaczynam jeździć szybciej (jeszcze z rok temu pewnie bym miał tętno 10-15 bpm większe na tym odcinku). To jest po prostu WOW.
A na deser niespodzianka. Uważajcie, to przyszła Mistrzyni Świata na szosie :P Córka nie ma własnego rowera (ma do biegania). Ma 3 lata i 4 m-ce, drugi raz siedziała na rowerze z pedałami w życiu...