Rano do pracy, ul. Karpacką + Karbową. (temp rano 10 st). Jechało się OK.
Po pracy z kolegą na Dębowiec a później zjazd do zapory i zrobienie pełnej pętli nad Doliną Wapienicy. Temp w góach 14 st, w mieście 16. Jechało się super. Chyba przekonałem się do mtb ;)
Rano do pracy, nieco ponad 4km i ok 100m przewyższenia ;) Temp 9 stopni, jechało się super, ciepło bo pod górkę.
Po pracy wybrałem się w teren. Trafiło na Kozią Górę (jutro planowane kolejna wycieczka krajoznawcza). Był to trzeci wyjazd w tym roku. Pierwszy bez podpórki (od zawsze) i pierwszy dojechany na sam szczyt, a nie tylko do schroniska na Stefance.
Jako że jesień pełną gębą - i proszę się nie spierać - wybrałem się na pierwszą posezonową wycieczkę. A raczej takie kręcenie tu i tam, bo wyszedłem o 18:30 (było 15 stopni) a wróciłem przed 20 (ciemno i 13 stopni).
Jeździło się super. Dystans taki sobie, średnia typowo posezonowa - po ostatniej jeździe (chyba za ostro cisnąłem w stosunku do temperatury) się przeziębiłem. Teraz już ok, ale postanowiłem że koniec z szybką jazdą co najmniej do kwietnia/maja ;)
Trasa z dziś - kilka pagórków, w sumie bez najmniejszych problemów. Korciło żeby przycisnąć, ale wolę się oszczędzać. Ot, zdrowie najważniejsze, co nie? ;)
Planowany od kilku dni (będąc nad naszym morzem w Mielnie) wypad do Nałęża. Myślałem pojechać wcześniej, ale udało mi się "odpalić" mięśnie "rowerowe" dopiero o 19. Jakby nie było jestem mega niewyspany, po 4:20 wróciłem znad morza, podróż mimo, że żona kierowała pierwsze 300km - do Poznania - dało się we znaki (odsypiałem do 11:30). Dodatkowo o 14 ciekawie wypadło GP Belgii (Formuła 1), gdzie nasz rodzynek wywalczył najniższy stopień na pudle. Na koniec musieliśmy odwiedzić market, bo przed wyjazdem opróżniliśmy lodówkę. Tak oto zebrało się do kupy wszystko i mała wskazówka na zegarze wskazała na cyferkę 7 :D
Co do jazdy, uwzględniając ww. niekorzystne składowe, jechało się super. Średnia 25 jest jak najbardziej wygórowana, zważywszy że wychodząc na rower termometr wskazywał 14 stopni, a po powrocie jakieś 9.5. Jest to też najniższa temperatura przy jakiej kręciłem, odkąd zacząłem 4 lata temu na nowo jeździć na rowerze.
Przetestowałem w końcu błotniki - było grubo po deszczu, ale słusznie przewidziałem, że gdzieniegdzie będą kałuże. Zdały egzamin.
Przetestowałem także rękawki zakupione jakiś czas temu na allegro. Niby ocieplane, niby sprzedawco-producent pisze, że zakres 0-15 stopni. Ja jakoś nie widzę tego. Przy 10. stopniach były w sam raz - przy 0 musiałbym mieć chyba 2-3 pary ubrane na siebie :P Niemniej, zdały egzamin. Chciałem je tylko dla temperatur 10-17 stopni stosować.
Na koniec, zrobiłem eksperyment. Założyłem dwie pary skarpet rowerowych - zimowe a na nie letnie - aby się przekonać czy będzie ciepło (w samych "zimowych" przy 12 nogi marzną). Było słabo. Upewniłem się tylko w przekonaniu, że muszę zainwestować kolejną porcję gotówki na ocieplacze do butów.
Planowana od rana, albo i wczoraj. Ostatnia trasa tych wakacji (bo już jutro biorę moje dziewczyny nad morze, ot żeby mała pooddychała jodem trochę).
W każdym razie, szybko się zebrałem ok godz. 17, zaraz po powrocie do domu z badania bioderek małej (wszystko ok, więc radocha już jedna była :D).
Anyway... dojeżdżam do skrzyżowania pod Gemini i spotykam Wojtka. Szybko zdecydował, że przejedzie się ze mną. Fajnie, bo we dwójkę zawsze raźniej. I tak do Bystrej całą drogę przegadaliśmy. Później do podnóża podjazdu pod Salmopol dawaliśmy sobie zmiany i jakoś się (szybko nawet) dotoczyliśmy ;) Na podjeździe i szczycie znów przeprowadziliśmy konwersację na tematy bliższe dwóm kółkom ;)
Zjazd to (standardowo już) moja słaba strona, więc feels3 pognał, że hej. Dojechałem do niego przy wjeździe do "cywilizowanej części" Szczyrku.
Podjazd na Orle od strony Salmopolu. Asfalt cacy (funkiel nówka, jak mawiają). Długość, wg mapy 800m. Nachylenie - zobaczcie sami:
(wg mnie nie wymaga komentarza). Podjeżdżało się super - myślałem, że będzie gorzej.
Teraz kilka dni przerwy, a później trzeba będzie budować trzeci szczyt formy, bo mam nadzieję, że z Wojtkiem zabiorę się na Skrzyczne... ;)
Planowałem wstępnie uphill na Magurkę, ale jakoś spasowałem. Było grubo po godz. 17, chłodno (ok 18 st) i dość mocno wiał zimny wiatr.
Na szybko wymyśliłem, że pojadę trasą sprzed roku.
Jechało się ciężko... żeby nie powiedzieć bardzo. Ale to przez wiatr. Średnia wyszła spoko, ponad 25km/h ;)
Przy okazji w/w warunków pogodowych, przetestowałem ostatnie zakupy - spodenki 3/4 długości marki Shimano (w sumie już druga jazda), oraz kurtkę Berkner Functional. Kurtka ma ten plus, że rękawy się odpina i dzięki temu zabiegowi mamy kamizelkę z membraną ;)
Obie rzeczy zdały egzamin. W sumie trochę za bardzo się naubierałem - potówka, góra od spodenek (kupuję modele tylko z "szelkami"), koszulka z krótkim rękawkiem i kamizelka... było ciepło. Wystarczyło rozpiąć koszulkę i nieco kamizelkę i jechało się rewelacyjnie. Było niestety za ciepło na test rękawków (są ocieplane, wg producenta zakres temp. 0-15 st.). Ale będzie ku temu okazja we wrześniu lub październiku ;)
No i na koniec - to była ostatnia moja wycieczka tych wakacji :(
Miał być wyjazd na Żar (761 m n.p.m.) i był. W żar lejący się z nieba (niemal, bo jak wychodziłem z domu o 16 na termometrze w cieniu miałem 29 st.)
Jechało się super. Czasy podjazdów: * Przegibek z Bielska - ok. 28 min (cały na 32. - super ;)) * Żar od rozwidlenia na dole (Żar / Tresna) - ok. 38 min (częściowo na 22.) * Przegibek z Międzybrodzia - ok. 31 min (ok 25% na 22.)
Dziś kryzysów nie było, a na dodatek znów poprawiłem czas przejazdu (byłem z powrotem pod Gemini szybciej o 30 sekund niż ostatnio). Ale to pewnie zasługa gościa na szosówce zjeżdżającego przede mną. Ot motywował mnie żeby "wydajniej zjeżdżać" ;)
Plan na ten rok zrealizowany - założyłem sobie przejechanie 1000km (tylko tyle, ze względów rodzinnych - mała Oliwka potrzebuje taty ;) Natomiast myślałem, że zmieszczę się w 200km w ciągu 6 dni wliczając 8 podjazdów (2x Przegibek z Bielska, 2x Przegibek z Międzybrodzia, Kocierz z Żywca, Targanice z Andrychowa i Żar). No niestety zabrakło niecałe 4km - wyszło 196,33 km i 3120m przewyższenia, ze średnią 22 km/h. Prawie jak etap na jakimś tourze (szkoda tylko, że rozbity na kilka dni :P)
Ostatnio jakoś jeremiks przypomniał mi o Orlim Gnieździe w Szczyrku. Jakoś wyleciał mi z głowy ten podjazd. A jest dość ciekawy, jak mawia k4r3l nawet "zacny". Aż tak wysoko jak on nie pojechałem (tym razem, rok temu - tak).
Miała być pętla nad hotelem Orle Gniazdo, ale przejechałem przez hotel (pod hotelem?!), więc nieco skrócona - nieumyślnie - ot, źle się dogadałem z ochroniarzem, i zamiast pojechać na około pojechałem przez hotel.
Tak czy inaczej podjazd klasa. Chociaż następnym razem muszę spróbować od drugiej strony - bliżej Salmopola. Niby ten dzisiejszy miał mieć (wg znaków) 2300m, od strony Salmopolu wg tychże znaków podjazd ma 600m. Więc naturalnie wydaje się bardziej stromy, co odczułem zjeżdżając ;)
Profil podjazdu:
W końcu noga się kręciła - jechało się super, tylko w Szczyrku (od Bystrej właściwie) już się chłodno robiło. Ja jednak mam małą tolerancję na zimno - toteż zamówiłem dziś rękawki ;) Ogólnie wrażenia - rewelacyjne, to będzie chyba kolejna szybka trasa na jesień.
A forma - wróciła! Hell yeah!
(czas podjazdu 8 min / lekkie kręcenie [22/24-28])
Temperatura dziś, jak i zachmurzenie, nie dawały jasnego obrazu - jak się należy ubrać. No i trochę przesadziłem - koszulka z dł. rękawem + spodenki 3/4 to za dużo. Spodenki jeszcze ok, ale bluzka... Chociaż momentami przydawał się długi rękawek... Wniosek - trzeba kupić rękawki (ot, wydatków rowerowych nigdy dość :P)
Jechało się okropnie ciężko ;( Niestety noga kręciła się jakby nie mogła :( To chyba zasługa przejechanych jakiś 120 km w ciągu ostatniego miesiąca, z czego większość to trasy do-z pracy (po 5km, gdzie nie ma jak depnąć, żeby nie siedzieć później przepoconym :( Na dodatek wczoraj pocisnąłem nieco do Jaworza (śr. tylko 25.4 km/h, ale zmęczenie zostało - bo wypad był po 19:00, a dziś wyruszyłem po 9:30).
Kryzys (największy od zeszłorocznego maja!) dopadł mnie na 4. podjeździe - na Przegibek od Międzybrodzia. Chyba 70% podjazdu przejechałem na najmniejszej tarczy! Straszne. No ale może uda się jeszcze odbudować formę - Orle Gniazdo i Kubalonka czekają ;)
Samopoczucie, oprócz mega zmęczenia, zajechania nóg + obolałego tyłka - super. To bezsprzecznie najtrudniejsza trasa jaką miałem okazję przejechać (niezależnie od której strony jechałem). Podjazd od Łękawicy na Kocierz - zgodnie z zapowiedziami kolegów z bS - łatwiejszy niż od strony Andrychowa. Za to zjazd (po gładkim asfalcie) super!