Sezon był bardziej niż udany. Zakładałem w planach przejechanie 2500 udało się 3000 km. Mam nadzieję jeszcze kilka razy w tym roku wyskoczyć na rower, ale to już będą bardzo lajtowe wypady, bez jakiegokolwiek planowania tras, etc.
Na podjazdach ciepło, na szczycie ubieranie bluzki z długim rękawkiem i kamizelki. Zjazd - rozbieranie. Te czynności mnie dobijały, ale nie ma co (a) marznąć, (b) przegrzewać się ;)
Czasy podjazdów mizerne - wczorajszy wypad zużył niemal całą moc z nóg. Na Salmopol wjazd to była istna męczarnia. Dawno tak nie "umierałem" na podjeździe...
Ale i tak jestem zadowolony z wyjazdu :-)
PS jeszcze kilka wyjazdów i rower odstawiam do 2012
Nigdy dotychczas tak nie cisnąłem na podjeździe, tak jak dziś. To był ten dzień, który na długo zapamiętam :-)
Na Równicę (885 m n.p.m.) planowałem powrót tego roku jeszcze minimum jeden raz. Ostatnio jechało się strasznie (35 st. w słońcu w południe...)
Dziś wybrałem się z Pawełem, który leczył się po przebytej chorobie będąc jeszcze, hmmm mocno zaziębiony.
Nie wiem czy to było powodem (zapewnę był słabszy, chociaż jak się zarzeka: W efekcie pod Równicę wytoczyłem się chyba ze średnią 300W co jest naprawdę sporym wynikiem jak na mnie.), czy może dziś był mój dzień, ale na Równicę wjechałem co najmniej 6 min szybciej niż ostatnio (25:28).
Dzisiejszy czas podjazdu - 20:59 (od znaku Równica na końcu ul. Sanatoryjnej w Ustroniu). Od rozstaju dróg (początek bruku) - 17:47.
Niesamowite, że cały podjazd jechałem za Pawłem (może kilka razy przed nim na krótko), że jak mi odjechał - dałem radę go dojechać. Super! Jak dla mnie bomba i myślę, że to rehabilituje mój zeszłoroczny uphill na Równicę.
W efekcie na szczycie zameldowaliśmy się równo - czas mierzę na białej linii przy punkcie poboru opłat za parking.
Powrót MTB. Jak to Paweł, ciągnie w teren, a jak jakoś co roku jesienią kuszę się na mtb w naszych Beskidach. Z Równicy zjechaliśmy szlakiem pod Orłową (nawet przyjemnie - tylko raz wymiękłem na kamieniach) i stamtąd szutrową drogą do Brennej. Tu zrobiliśmy krótki pit-stop na kawę i dalej przez Jaworze, lotnisko w Aleksandrowicach do Bielska, na os. Karpackie ;)
PS tym samym, dziś wykonałem zamierzony kilometraż na ten sezon - 2500 w nogach, aż miło. Teraz trzeba będzie "dobić" do 3000 km (albo i więcej) ;)
Kubalonka po raz trzeci. I z trzeciej strony podjechana (są 3 drogi na przełęcz). Tym razem jechałem od strony Ustronia, nowo wyremontowaną drogą. I jechało się tak super, te serpentyny są tak cudne, że od razu ten podjazd wskakuje to TOP5 moich ulubionych podjazdów ;)
Pojechałem dziś do Brenner przez Świętoszówkę. Ot nie chciało mi się jechać przez las między Jaworzem a Górkami, nienawidzę tego odcinka - za duże nierówności i prawie zawsze trafię tam na błoto...
W Górkach Małych stanąłem na krótką sesję. Uwieczniłem dwa szczyty - Równicę i Błatnią. Jak widać pogoda nie rozpieszczała tego dnia: szczyty zamlone, duże zachmurzenie, ale na szczęście bez deszczu.
W drodze z Górek do Brennej wyprzedziłem na prostej gościa na szosówce (nie pierwszego tego dnia jak się później okazało) ;) W Brennej odbiłem na Lipowiec, a stamtąd na Ustroń nie pchając się Lipowską do końca. Dzięki temu z jednej strony zaoszczędziłem nieco czasu, ale straciłem też nieco km.
Ustroń przejechałem szybko, po drodze minąłem dwóch bikerów na MTB. Wisła zawitałą mnie po kilkunastu minutach jazdy. Stąd na rodzie odbijam na Istebną i zaczynam dojazd do początku podjazdu. Pierwsze km to raczej średnia nawierzchnia, ale w pewnym momencie wjeżdżamy na nowiutką drogę (otwartą po remoncie zdaje się dwa lata temu). Tu jazda to przyjemność mimo nachylenia ok 6-8% ;)
Podjazd nie był jakoś rewelacyjny czasowo, po prostu podziwiałem trasę. Serpentyny są tak urokliwe, że ten podjazd od teraz jest w TOP5 moich ulubionych. Niesamowite wrażenie robi spojrzenie w bok/dół, gdy widzisz pod sobą 100m niżej drogę :o Na szczycie Kubalonki mgła. Przepiękny widok. Niestety zdjęcie z telefonu nie oddaje nawet części tego widoku...
Z Kubalonki zjechałem koło Zameczku Prezydenckiego do Wisły i stamtąd, mijając skocznie im. A. Małysza, pojechałem na Przełęcz Salmopol (934 m n.p.m.). Tu minąłem kolejnego szosowca ;) A na szczycie było chłooooodno (16 st.). Akurat kończyło mi się picie, to wskoczyłem do schroniska. A tam, dogrzewanie kominkiem ;) Szybko wypiłem i ruszyłem w drogę do Szczyrku. Po drodze nieźle zmarzłem, na szczęście w Szczyrku było już cieplej.
Pod wieczór wyskoczyłem na szybki uphill na Przełęcz Przegibek (tak mój ulubiony podjazd w Bielsku).
Chciałem pobić czas podjazdu, ale wyszła z tego klapa. Już przy straży w Straconce, nogi przestawały zapodawać moc, a kręciłem mocno i szybko. Po prostu coś nie szło i jechałem z 2km/h wolniej niż zakładałem.
Na mostku, odkąd ostatnio zacząłem liczyć czas, zameldowałem się po 11:26 (od Orlenu w Straconce). Dalej było w miarę ok, nogi zaczęły jechać, ale za późno na życiówkę. Czas podjazdu od mostku 14:27 (najlepszy od kiedy liczę z tego miejsca). Do życiówki zabrakło 37 sekund.
Rano odpisałem na grupie bbRiders na Facebook, co planuję, i okazało się, że Paweł "piaseq" jest chętny "się ruszyć". Więc było raźniej ;) A po drodze spotkaliśmy jeszcze dwóch kolegów Pawła, którzy są zawodowcami, i pocisnęli nieźle tempo. Początkowo dawałem radę, ale krótkie sztywne podjazdy mnie zabiły :)
Do Węgierskiej Górki dojechaliśmy bardzo szybko. W Milówce chcieliśmy wjechać na most, ale okazuję się że jest zakaz jazdy motorowerom, i czemuś tam jeszcze (ekspresówka). Zawróciliśmy i pojechaliśmy dalej wzdłuż S69.
W Koniakowie podjechaliśmy na Ochodzitę (895 m n.p.m.), skąd rozpościera się cudny widok na okoliczne szczyty. Tu też zrobiliśmy jedyną tego dnia sesję zdjęciową. Zjazd (czy w 80% sprowadzanie roweru w moim wykonaniu) i jedziemy dalej na Kubalonkę.
Podjazd na Kubalonkę (758 m n.p.m.) z Istebnej, to dziura na dziurze, nie przypomina wcale podjazdów od strony Wisły.
Na koniec został Salmopol (934 m n.p.m.), mój ulubiony podjazd beskidzki, do tego w wersji od strony Wisły. I mając w nogach 70km i ponad 1000m w pionie, wjechałem szybciej niż tydzień temu o 2:02 :o
Wypad miał być nieco inny. Miała być Kubalonka od strony Wisły, ale też z Salmopolem (934 m n.p.m.), tudzież Kubalonka od Istebnej. No ale rano pogoda była niepewna, a do tego pociecha coś lewą nogą wstała i zamiast wyjść o 9 wyszedłem dopiero przed 10. A to już mocno ograniczyło pole manewru (chiałem być w domu na 13). Udało się.
Jechało się super, niepotrzebnie tylko brałem plecak i kurtkę p/deszczową, bo deszczu jak na lekarstwo, a z plecakiem nie lubię jeździć.
Podjazdy może nie rewelacyjnie szły, ale od czwartku cały czas czuję nogi. Poza tym całe podjazdy po raz pierwszy na średniej tarczy pokonałem. Więc jest z czego się cieszyć. A na deser, tętno na podjazdach praktycznie nie przekraczało 170, co jest swego rodzaju ewenementem u mnie ;)
Czas z Buczkowic 48:12 (od wyciągu 21:58) Czas od skoczni w Malince 40:32