Wpisy archiwalne w kategorii

uphill

Dystans całkowity:6921.48 km (w terenie 249.95 km; 3.61%)
Czas w ruchu:317:18
Średnia prędkość:21.81 km/h
Maksymalna prędkość:71.00 km/h
Suma podjazdów:116823 m
Maks. tętno maksymalne:196 (104 %)
Maks. tętno średnie:184 (97 %)
Suma kalorii:155915 kcal
Liczba aktywności:132
Średnio na aktywność:52.44 km i 2h 24m
Więcej statystyk

Dwa rekordy na Przełęcz Przegibek + wyrównany rekord prędkości ;)

Sobota, 30 kwietnia 2011 · Komentarze(10)
Przełęcz Przegibek (663 m n.p.m.) - jeżdżę tam nader często - czy to jadąc na Żar, Kocierz czy Hrobaczą Łąkę. Jeżdżę tam też żeby potrenować podjazdy - ot do Międzybrodzia i z powrotem, czyli dla niewtajemniczonych dwa podjazdy na Przegibek.

Dziś pobiłem swoje rekordy:
- z Bielska (ze Straconki) na szczyt - 27:25 (o około minutę lepiej niż rok temu)
- z Międzybrodzia (od krzyżówki) - 26:45 (!!!!) to jest totalny szał :))) bo jeszcze nie tak dawno, umierałem na tym podjeździe ;)

Przy okazji stwierdziłem, że nie będę montował szosowych opon do roweru mtb, a kupię szosówkę. Pewnie dopiero po tym sezonie, na "wyprzedażach", ale musi być i koniec. A wszystko, bo jakiś "kolarz" z lekkością mnie wyprzedził na ostatnich metrach podjazdu od strony Międzybrodzia (przy czym jakieś 300m przed szczytem miałem przewagę około 50-70m). Liczby mówią same za siebie. A jak chcę zacząć jeździć na Pętlę Beskidzką i Rajcza Tour - muszę mieć "szosę" ;)

PS wyrównałem rekord prędkości - 66,6 km/h - hell yeah!

PS 2 - średnia z dziś, ponad 24 km/h mnie powala. Rok temu miałem na tym dystansie 19.40 km/h, podobnie jak dwa lata temu (19,43 km/h).

Tym samym oznajmiam: mam topową formę, a myślę, że jeszcze się rozkręcę ;)

Salmopol (934 m n.p.m.)

Czwartek, 21 kwietnia 2011 · Komentarze(4)
Ha! No i się udało.
Do roboty rano, pierwszy raz ze średnią ponad 21 km/h (a w zasadzie niemal 22 km/h .... wow!).

Półmetek: 5.10 km / 21.65 km/h śr. / 14:24 czas / 46.0 vmax / 11 st. C

Po pracy miał być Salmopol lub Orle Gniazdo (oba w Szczyrku) - w zależności jak noga będzie kręcić. A kręciła dobrze, zatem padło na Przełęcz Salmopolską (934 m n.p.m.), czyli niecałe 14km podjazdu od Buczkowic.

Profil podjazdu od Buczkowic:


Chciałem też ukończyć jeden z celów na 2011 (tam i z powrotem poniżej 2. godzin), ale jechałem z pracy - więc wynik jest wypaczony. Co cieszy to to, że na pewno o ok 4 min poprawiłem najlepszy czas (ale jest to estymowane 'na oko', więc trzeba będzie sprawdzić kiedyś czas z domu).

Podjazd od ronda w Buczkowicach zajął mi dokładnie 50:34. Nieźle, zważywszy, że miałem plecak z ciuchami "cywilnymi" wewnątrz + jakimiś tam pierdołkami ;)

Kilka zdjęć:
Salmopol (934 m n.p.m.) widok na Magurę i Klimczok © webit


Zajazd Biały Krzyż na Przeł. Salmopolskiej © webit


Na Przeł. Salmopolskiej po raz pierwszy w 2011 ;) © webit


Całkowity czas (z pracy) na Salmopol i do domu - 2:02:11 (WOW!). No i średnia najwyższa w tym sezonie - ponad 25 km/h (WOW!).

Jest dobrze - to widać, (słychać?) i czuć ;)

Przegibek, Targanice, Kocierz, Żar, Przegibek

Niedziela, 17 kwietnia 2011 · Komentarze(12)
Na Kocierz to już chyba wszyscy znajomi w tym sezonie pojechali (jeremiks, tool i k4r3l). Nie mogło mnie zabraknąć w tym zacnym towarzystwie ;)

Początkowo jechało się super, szybko, mocno, ale bez wysiłku. Na Przegibek od stacji w Straconce wjechałem w 29:10. W Porąbce byłem po godzinie. Kolejne 25 min i jestem na Przełęczy Beskidek (zdaje się, że tak się nazywa ten podjazd w Targanicach). Później pozostał Kocierz. Oj ciągnął się straszne, ale jechało się względnie fajnie/szybko. Czasu niestety (tego i kolejnych) już nie pamiętam. Wiem, że na Kocierzu byłem po niespełna dwóch godzinach jazdy.

Po Kocierzu, będąc w Oczkowie zadecydowałem uderzyć jeszcze na Żar, czyli machnąć trasę o jakiej kiedyś z ww. kolegą tool, rozmawiałem.

Tylko, że to był błąd. WIELKI BŁĄD.

Już dojeżdżając do parkingu dla samochodów (ok 1400m podjazdu - jeszcze jakże lekkiego) czułem, że będzie ciężko, że będzie katastrofa. Paliwa w mięśniach zabrakło. Co prawda miałem jeden żel wysoko węglowodanowy, ale postanowiłem zostawić go na później. Sam podjazd się dłużył, i zdecydowanie wolniej poszedł niż przed rokiem.

Powrót przez Przegibek był katastrofą. Niemal 3/4 na małej tarczy, prędkość ok 7 km/h. Straszy ból mięśni prawego uda. Do tego takie rozgoryczenie, że już miałem zejść i prowadzić rower - widać siadła też strona psychiczna. I gdyby nie to, że na 15:00 musiałem być w domu, pewnie bym tak zrobił... No ale udało się jakoś wjechać i zjechać, doczołgać na os. Karpackie i pod domem byłem równo 15:02 ;)

Ogólnie mimo braku sił, przecenienia siebie (myślałem, że jak 2 tyg. temu Hrobacza poszła tak łatwo, to wszystko już tak będzie szło), jestem cholernie zadowolony.

Przejechałem coś co wydawało mi się mało możliwe ;) Ponad 1700 w pionie(!!), 5 podjazdów stromych, ze średnią 20km/h... na rowerze mtb - ładnie.

Trasa wyglądała tak:



PS odpoczywając od roweru, bo chyba nie prędko pojeżdżę, rozkoszuję się myślą o moim nowym cacku Garminie 605, które wygrałem w konkursie wody Żywiec Zdrój i hipermarketów Real. Czekam aż przyjdzie kurier, myślę, że może w tym tygodniu ;)

PS2 zdjęć dziś nie ma, bo nie było czasu ;)

Korona Beskidów: Magurka i Hrobacza Łąka

Niedziela, 3 kwietnia 2011 · Komentarze(9)
Magurkę (909 m n.p.m) zaliczyłem w środę.

Dziś przyszedł czas na Hrobaczą Łąkę (828 m n.p.m.) - drugi najtrudniejszy podjazd szosowy Beskidów. Oba zajmują odpowiednio 9 (Hrobacza) i 11 (Magurka) miejsce na liście najtrudniejszych podjazdów w Polsce, Czechach i na Słowacji. A na pozycji 12 jest Orle Gniazdo, które zdobyłem dwa razy w zeszłą niedzielę. How about that?!

Rozdział 1. Przegibek z Bielska
Jechało się ekstra, bez ciśnienia. Do czasu, aż jakiś biker w polarze mnie machnął. Pomyślałem, chłopak się przegrzeje, nie ma co - biorę go. Udało mi się nawet uciec mu na jakieś 100m. Po czym zwolniłem, a on dojechał mnie i pojechał dalej. Odpuściłem wiedząc, że jeszcze dwa mocne podjazdy mnie czekają.

Zaczynamy zabawę - podjazd na Hrobaczą Łąkę © webit


Rozdział 2. Hrobacza Łąka
Na Hrobaczą jechało się nader dobrze. Zero stresu, jedynie na końcu jak zaczyna się "jazda terenowa" to tętno skoczyło do 188 HR. Momentami ciężko, ale da się wjechać... i udało się wjechać bez postoju od głównej drogi na dole po samo schronisko. W tym momencie duma mnie rozsadza, a to dopiero początek ;)

Na Hrobaczej © webit


Rozdział 3. Przegibek z Międzybrodzia
Pierwszy raz w życiu na przełęcz Przegibek od Międzybrodzia jechało mi się tak dobrze. Zero kryzysów, zero stresu, zero ciężkich nóg. Po prostu cacy!
Akcja była, a jak ;) Koleś na szosówce minął mnie (dość ochoczo jadąc). Ja nie cisnąłem za nim, bo wiedziałem że w nogach już jest. Po czym jak ujechał na jakieś 150m zaczął coś strasznie szarpać - niby siedział, niby stał, strasznie widać się męczył (to po co kozaczył, mógł jechać mi na kole :P). W końcu stanął na poboczu. Ja swoim, równiuśkim, tempem go minąłem i pojechałem dalej. On chyba ruszył za mną, ale już nie atakował. Na jednym zakręcie tylko się obejrzałem za siebie - koleś został jakieś 300m za mną.

Czasy podjazdów (w sumie 1200m):
1. Straconka (od Orlenu) - Przegibek: 30:00
2. Hrobacza Łąka (od głównej drogi): 32:45
3. Międzybrodzie (od głównej drogi) - Przegibek: 30:00

PS pobiłem tym samym czas przejazdu na Hrobaczą o ponad 40 min!

PS2 wydaje mi się, że co jak co, ale na Magurkę wjechać ciężej - czyli zdania nie zmieniam co do trudności tych obu podjazdów ;)

Magurka po raz pierwszy... w 2011

Środa, 30 marca 2011 · Komentarze(7)
Rower na Magurce © webit


Rano do pracy. Było chłodno (5 st.) to wziąłem bluzę z membraną, ale spodenki 3/4 + nogawki do tego...

Magurka © webit


Po pracy (po godz. 16) zrobiło się nagle niemal 19 st. Za ciepło na bluzę (ale co zrobić ;) i dobrze na spodenki. Więc podjazd pod Magurkę był... "upalny" - mimo rozpiętej całej bluzy 2 razy miałem wrażenie przegrzania ;)

Rower na Magurce © webit


Jechało się super, chociaż już zapomniałem jaką francą jest Magurka :) Potrafi zmęczyć człowieka (tak, że zostaje tylko cień z niego :P).

Cień 909m n.p.m ;) © webit


Czas podjazdu od potoku na dole, do końca asfaltu - 30:40. Średnia jakieś 6,9 km/h (niemal 90% podjazdu na liczniku była "siódemka", ale kilka razy pokazała się "piątka").

Widok na Żar z Magurki © webit


Checkpoint:
{ 5.65 km | 18.62 km/h śr. | 18:12 czas | 51.2 km/h max | 166 HR śr. | 180 HR max | 268 kcal}

Szczyrk - 2x Orle Gniazdo uphill

Niedziela, 27 marca 2011 · Komentarze(7)
Trasę tą planowałem już rok temu. Dziś się udało ją przejechać.
Dojazd do Szczyrku fajny, chociaż zgrzałem się strasznie - termoaktywna bluzka + kurtka z membraną to za dużo na 8 stopni (w cieniu liczone)... Ale! wiedziałem, że w Szczyrku będzie zimniej - tam zawsze (poza latem) jest chłodniej o jakieś 3-5 stopnie ;) Przy okazji między Bystrą a Buczkowicami przetestowałem nową ścieżkę rowerową - robiona chyba na szybko przez zimie, bo nieco koślawą... Ale ważne, że jest ;)

Szkrzyczne jeszcze w śniegu © webit


W centrum Szczyrku odbiłem na Orle Gniazdo (ul Wczasową). Droga FATALNA dziura na dziurze... podjazd ciężki - zajął mi jakieś 18 min, ale nie szalałem, bo temperatura wynosiła gdzieś około 5 stopni.

A tak wygląda mój kokpit :D © webit


Po zdobyciu szczytu (koło Saktuarium) zjechałem na dół ul. Wrzosową. Asfalt bajka, gładki jak stół w kuchni, ale dość konkretnie stromo (miejscami chyba bardziej niż na Magurkę) ;)

Na dole krótki postój i po minucie jedziemy dalej (ul. Wrzosową) na Orle Gniazdo - by je zdobyć po raz drugi ;) Jedzie się szybciej, ale podjazd jest wiele bardziej wymagający. Ciężki, ale takie się lubi - zwłaszcza, że noga kręci lekko ;)

Widok na Żywiec z parkingu przy hotelu Orle Gniazdo © webit


Na górze, koło hotelu Orle jest (taki wydeptany w trawie) parking. Stanąłem i zrobiłem kilka zdjęć, po czym obrałem kurs powrotny na Bielsko-Biała.



Jechało się super, extra, mega, ... mimo, że temperatura malała sukcesywnie. Wyjechałem było 8 st., w szczyrku chyba 5 st., na drugim podjeździe (myślę, że) spadła do ok. 3 st. W Bielsku po powrocie było tylko 5 st. A mi było cały czas cieeeepło :)

Start 2011

Niedziela, 9 stycznia 2011 · Komentarze(1)
Niniejszym sezon 2011 uważam za otwarty :)

Wybrałem na początek podjazd na Przegibek (663 m n.p.m.). Czas podobny do zeszłorocznego - od Orlenu w Straconce na szczyt 34:35.
Ale będzie lepiej, akurat od przyszłego tygodnia zaczynam treningi na siłowni ;)

Na Przegibek ładnie położono nową nawierzchnię od strony Bielska. Jedzie się super, max 61km/h osiągnąłem "kładąc" się na kierownicy i to wcale nie przyciskając jakoś mocno. Widać granica 70km/h w tym sezonie zostanie chyba przełamana ;)

W rowerze nadal coś piszczy, sam nie wiem co - łańcuch nasmarowany. Chyba linki/przerzutki. Na wiosnę pójdzie do serwisu maszyna.

Równica

Niedziela, 24 października 2010 · Komentarze(12)
Zaplanowałem sobie ten wypad dokładnie tydzień temu. Wtedy było trochę za zimno na przejechanie niemal 80km (4 stopnie).

Dziś wiało. Oj nie słabo wiało w Beskidach. Wyjechałem po 10, żeby zdążyć na 14. I niemal się udało (przestrzeliłem o jakieś 3 min). O 10 wiało tak mocno, że jadąc z Bielska do Jaworza walczyłem z myślami o zawróceniu do domu - parę razy o mało nie zdmuchnęło mnie z drogi, a to do rowu, a to na lewy pas ruchu.

Na szczęście w Górkach trochę się uspokoiło. Za to most zamknęli i musiałem objazdem pojechać, co kosztowało mnie jakieś dodatkowe 5 min. Później nieco pokręciłem trasę (znaczy wydłużyłem nieco przez przypadek). I do Ustronia zajechełem o jakiś 5km dalej. (Dobrze, że miałem mapę ze sobą - przydała się chyba 2 albo i 3 razy).

Podjazd na Równicę (885 m n.p.m.) zakończyłem przy schronisku usytuowanym na wysokości 785 m n.p.m.
Dokładnie tam, gdzie była usytuowana meta 5. etapu tegorocznego Tour de Pologne. Etapu, który jak się okazało rozstrzygnął cały wyścig.

Podjazd super. Raczej lekki. Porównałbym go do Przegibka, chociaż jest nieco stromiej, to jedzie się porównywalnie...

Akcja na Równicy. Na 4km przed szczytem, minąłem jakiegoś bikera. Ten siadł mi na kole i tak się ciągnął (łobuz jeden) aż do 200m przed szczytem. Po drodze próbowałem atakować raz, ale nie udało się. Za to on 200m przed szczytem zaatakował. Ja pierwotnie odpuściłem, by po chwili pojechać kontrę. Udało się kilkanaście metrów, po czym znów mnie śmignął na wypłaszczeniu.
Odpuściłem. Nie, że nie miałem sił. Po prostu wiedziałem, jaki będzie powrót (pełno pagórków, które i tak mnie wymęczyły okropnie). Trochę teraz żałuję, ale nie chciałem ani się przeziębić, ani wyżyłować na maksa. Cóż... to pierwszy raz od chyba lipca jak ktoś mnie wyprzedził. Ot musiał kiedyś nastąpić ten dzień ;)

Ogólnie jestem bardzo zadowolony. Że też wcześniej w tym roku jakoś odpuściłem Równicę. Ot teraz będzie miała stałe miejsce w moim corocznym kalendarzu ;)

Znowu rekordowy czas na Przełęcz Salmopolską

Niedziela, 10 października 2010 · Komentarze(4)
Znów (po raz drugi w tym roku) udało się poprawić czas przejazdu na Przełęcz Salmopolską, zwaną też (błędnie) Białym Krzyżem ;)

I znów, pobijając czas przejazdu - nowy rekord z domu (tam i z powrotem) 2:09:18 - jechałem bez ciśnienia. Miał być, chyba, ostatni wypad w tym roku. Niestety, prognozy na koniec przyszłego tygodnia mówią nawet o deszczu ze śniegiem...

Jechało się super. Ocieplacze na buty spd w końcu pozwoliły utrzymać odpowiednią temperaturę stóp, a jak wyjeżdżałem z domu było ok 10 stopni.
Sam wjazd na przełęcz lekko mnie zgrzał, w końcu trzeba pokręcić sporo pod górę. Dobrze, że w plecaku miałem wiatrówkę, bo bym zamarzł chyba na zjeździe ;)
Wracając miałem cały czas wiatr w twarz (do ronda w Buczkowicach), więc prędkości na tym odcinku ledwo utrzymywała się w okolicach 35km/h (a tam przeważnie jeżdżę grubo ponad 40km/h).

Czas wjazdu na Salmopol:
- z domu: 1:23h
- od ronda w Buczkowicach: 0:50h

Magurka i najlepsza akcja sezonu (jak na jakimś Tourze!)

Poniedziałek, 4 października 2010 · Komentarze(5)
Wczoraj wymyśliłem, że muszę jeszcze raz w tym sezonie wjechać na Magurkę. To, jak zapewne niektórzy już wiedzą, mój "topowy" uphill beskidzki ;)

Wyjechałem po pracy, przed godz. 16. O dziwo ruch raczej mały, a temperatura 17 st. pozwoliła na ubiór niemal letni - krótki rękaw + rękawki. Zdało zadanie w 100%, na podjeździe jechałem z suniętymi rękawkami, a i tak się zgrzałem nieźle, bo.....(!)

Jadąc w Wilkowicach od ul. Żywieckiej (w każdym razie krajowej 69.) widziałem bikera przede mną. Jechał jakieś 100m. Dystans zmniejszył się do jakiś 20m przy przystanku, skąd odbijamy na Magurkę. Niestety musiałem stanąć na pół minutki, wysmarkać nos i straciłem coś koło 50m do tego kolarza (myślę).
Odjechał tak, że na pierwszych zakrętach ledwo go widziałem. Po 2km, dystans chyba zmniejszył się do jakiś 50m. Po wyjechaniu zza zakrętów już go miałem w zasięgu oka. Ale też sił trochę brakowało, chociaż jak nigdy wjeżdżałem z prędkością na liczniku niemal cały czas na poziomie 7-8 km/h.

Pomyślałem, że go nie dogonię. Cóż, pierwsza osoba, która jedzie szybciej ode mnie (od chyba 3-4 m-cy). No i niemal się z tym pogodziłem....

Ale jak byłem coraz bliżej, i widziałem, że zostało jakieś 1000m do szczytu - przycisnąłem. A raczej mój mózg posłał sam sygnał do nóg - "nie obijać się" :D
I po jakiś 500m byłem z 20m za owym bikerem. To co się później stało - przypomniało mi tegoroczną Vueltę, i ostatni podjazd touru, gdzie Włoch Vincenzo Nibali niemal przegrał wyścig (wirtualnie momentami był przegranym). Ale przed samą metą dojechał Ezequiela Mosquerę.

Tyle, że Włoch nie wyprzedził Hiszpana. A ja tak, na ostatnich 100m podjazdu.
Coś pięknego! Będę już zawsze wspominał ten podjazd i to co osiągnąłem. To było niesamowite, a emocje o niebo leprze niż oglądanie zawodowców na Eurosporcie ;)

PS pozdrawiam wszystkich wytrwałych, którzy doczytali do końca ten długi wpis ;)